Artur Gac, eurosport.interia.pl: Kibice i osoby ze środowiska zwracały uwagę na pana nową osobowość medialną przed pojedynkiem z Arturem Szpilką. Na ile, w kontekście z Arturem, był to element przemyślanej taktyki? Mariusz Wach, pięściarz wagi ciężkiej: - Gdy mówiłem, że zamierzam go znokautować szybciej niż Adam Kownackim, to taką przybrałem taktykę. Wiedziałem, że Artur to odsłucha i skoczy mu ciśnienie, bo on się podnieca takimi pierdołami. Co tu dużo mówić, po prostu takimi wypowiedziami chciałem od czasu do czasu wyprowadzać go z równowagi. Teraz, na godziny przed walką, mogę o tym oficjalnie powiedzieć. Z mojej strony to były tylko i wyłącznie żarty. Widział pan, że to działało i przynosiło zamierzony efekt? - Na pewno. Artur pracuje z psychologiem i domyślam się, na co kładą nacisk, żeby moje zachowania nie wyprowadzały go z równowagi. Jednak od pierwszej konferencji widziałem po Arturze, że tego nie da się zakryć za dobrą miną. Momentami widziałem, że aż zaczynał się pocić. Czułem, że chciałby coś powiedzieć lub coś zrobić w moim kierunku, ale psycholog lub inne osoby wyraźnie go hamowały. Ciągle widziałem w nim temperament, który inni starali się trzymać w ryzach. Podczas treningu medialnego w Krakowie bohaterem był tylko pan, z kolei Szpilki zabrakło, oficjalnie z powodu awarii samochodu. Jak pan ocenia tę sytuację? - Gdy kilka dni wcześniej dowiedziałem się, że takie wydarzenie odbędzie się w Krakowie, to od razu przypuszczałem, że Artura zabraknie. Nie zagłębiam się w powody, bo to jego sprawa. Natomiast ja nie pojawiłem się tam dla niego tylko dla kibiców, którzy przyszli zobaczyć dwóch uczestników walki wieczoru. A że fani, pewnie też w dużej mierze, przyszli na niego, to jego problem i to on będzie z tego rozliczany przez kibiców. Ja dziękuję wszystkim za bardzo miłe przyjęcie. Właściwym potraktowaniem kibiców zapewne pan zapunktował. - Tę walkę, jak również całą galę, traktuję poważnie. Od początku byłem obecny na każdej aktywności medialnej i wywiązywałem się ze wszystkich swoich powinności. Uważam, że tak powinno być ze strony wszystkich zawodników. "Walka" o kibica w Krakowie była tym istotniejsza, że obaj jesteście z Małopolski. Jaki układ sił przewiduje pan na trybunach? - Na pewno przyjadą kibice, którzy nie lubią jednego lub drugiego z nas i z pewnością usłyszymy niemiły okrzyk niezadowolenia, gdy będziemy szli do ringu. Jestem tego pewny, dlatego wszystko trzeba sobie ułożyć w głowie, a przynajmniej ja mam taki zamiar. W pana głosie słyszę spokój. - Ja nigdy nie udawałem kogoś, kim nie jestem i nigdy nie przybierałem innych postaw. A w przypadku Artura widać zmianę o 180 stopni. Teraz pojawiły się garniturki, jakieś "ble ble ble" i inne pierdzielenie. On próbuje być raz tak, raz tak, a innym razem jeszcze inaczej. Czuję, że w pewnym momencie Artur się w tym wszystkim pogubił. On naprawdę ma w głowie mętlik i taki kocioł, że szkoda gadać. Stare demony zawsze będą powracać. Gdyby miał pan swoje założenia na ten pojedynek sprowadzić do jednego słowa, to będzie to ofensywa? - Na pewno nie ruszę na "hura", ale małymi kroczkami będę szedł do przodu, skracał dystans i zaganiał Artura do lin lub narożnika, a wtedy zadawał ciosy. Nie ma takiej opcji, bym dawał Szpilce dużo miejsca, aby mnie obskakiwał i punktował. Jeśli dotrzyma pan słowa, to walka powinna być wyborna. - Powtarzam na każdym kroku, że z minuty na minutę ring będzie dla niego coraz mniejszy. Na początku, wiadomo, jak Artur będzie jeszcze świeży, to trochę uda mu się poskakać, ale później - gdy nałożą się na siebie adrenalina, zmęczenie i ciosy - będzie coraz bliżej lin. Jak definiuje pan stawkę tego pojedynku? - Na naszym podwórku będzie to jedna z najlepszych walk w ostatnich latach. Z punktu widzenia kibiców zmierzy się dwóch byłych pretendentów do mistrzostwa świata, ale dla mnie, mówiąc szczerze, to tylko kolejny pojedynek. O nieoficjalny numer dwa w polskiej wadze ciężkiej, za plecami Adama Kownackiego? - Najważniejsza jest bezpośrednia konfrontacja, dopiero wtedy okazuje się, kto jest lepszy. Pamiętamy walkę Szpilki z Tomaszem Adamkiem, przed którą w opinii większości faworytem był Tomek, a ring wszystko zweryfikował. Artur, będąc na straconej pozycji, pokazał w ringu mądrość i miał swoje pięć minut, dzięki czemu dostał walkę o mistrzostwo świata. I przed dzisiejszą walką wielu mówi, że jeśli Szpilka miałby wygrać z panem, to musiałby być w ringu tak samo wyrachowany, jak z Adamkiem, czyli cały czas słuchać się narożnika i boksować taktycznie. - Rzecz w tym, że ja nie jestem taki jak Adamek. To będzie dla Artura spory problem. Dużo osób zwraca uwagę na różnicę wieku, że jestem starszy od Artura aż o dziesięć lat i czy to nie będzie dla mnie jakiś problem. Rozwiewam obawy, nie będzie to miało żadnego znaczenia. Będę w ringu w stu procentach skoncentrowany i pewny siebie. Nic nie będzie robione na wariata, nie rzucę się na niego jak szalony, żeby nogi zostawały z tyłu, a ręce i głowa były z przodu. Wszystko będzie przemyślane, bo walka jest zakontraktowana na 10 rund, choć jego sztab nie zgodził się na dwanaście. I na koniec: co z pana udziałem w gali Dariusza "Tygrysa" Michalczewskiego? Nie wygląda to normalnie, że ze Szpilką jeszcze nie stoczył pan walki, a już jest pan anonsowany jako uczestnik imprezy 8 grudnia w Ergo Arenie. - Wiadomo, że tak to nie powinno wyglądać, bo walka z Arturem jeszcze się nie odbyła... Dopiero po tej gali powinien pojawić się temat kolejnej. Jednak na razie kolejną walką zupełnie nie zaprzątam sobie głowy. Najważniejszy dzień to dla mnie 10 listopada. Niektórzy zaczęli snuć teorie, że Wach podłoży się Szpilce, skoro już myśli o boksowaniu miesiąc później. - Nie ma takiej opcji. A na ile udział w gali Michalczewskiego gryzłby się z tym, co ma pan w kontrakcie z promotorem Szpilki - Andrzejem Wasilewskim? Podobno, w przypadku zwycięstwa, ma pan wpisany obligatoryjny rewanż. - To w ogóle by nie kolidowało, bo rewanż miałby odbyć się, jeśli dobrze pamiętam, w ciągu pół roku. Zatem wszystko zależy od tego, czy pojedynek z Arturem zakończę bez kontuzji, poważniejszych urazów oraz jakie będzie moje samopoczucie. W każdym razie jeszcze nic nie podpisałem, jestem tylko po wstępnych rozmowach. Do negocjacji wrócę 11 listopada. Artur Gac