Artur Gac, Interia: Kilkanaście dni temu Marcin Najman zszokował opinię publiczną, w tym środowisko bokserskie oraz sportów walki, odsłaniając twarz nowego szefa firmowanej przez siebie federacji MMA-VIP w osobie byłego bossa gangu pruszkowskiego, Andrzeja Zielińskiego ps. "Słowik". Czy dotarła do pana ta wiadomość? Waldemar Kulej, syn Jerzego Kuleja: - Tak. I ja sądzę, że Marcin Najman zrobi wokół siebie wszystko, wywoła każdy szum, byle podtrzymać zainteresowanie swoją osobą. Ponieważ w boksie nie miał nic do zaproponowania, próbował sił w MMA, co też mu nie wyszło. Jedną rzecz muszę przyznać: ma doskonałe umiejętności marketingowe i jest wspaniałym menedżerem. Potrafi zorganizować wokół siebie naprawdę dużo zamieszania. I to jest chyba główny cel tego, co robi. Bo jemu nie zależy na tym, czy o nim mówi się dobrze czy źle, a raczej głównie źle, zaś jeśli chodzi o bycie sportowcem, to dla mnie niestety zawsze był zerem. Natomiast tą jedną rzecz trzeba tu podkreślić, że jak nikt inny potrafi z zera zrobić bohatera. Tutaj umiejętności ma absolutnie wyjątkowe i ten talent trzeba mu oddać. Zatem jak ocenia pan ten konkretny ruch? - Jest to najgłupszy pomysł, z jakim zetknąłem się, jeśli chodzi o tego typu działania w całym moim życiu. Czytaj także: Najman: Papież wybaczył Ali Agcy, panu Zielińskiemu też należy się druga szansa Gdy wokół sprawy w jednej chwili wybuchła afera, Najman chcąc niejako autoryzować swój ruch, m.in. przywołał osobę pana śp. ojca, dwukrotnego mistrza olimpijskiego w boksie Jerzego Kuleja, mówiąc na swoim oficjalnym kanale na Youtube takie słowa: "każdemu człowiekowi należy się szansa. Tak zawsze powtarzał mi Jerzy Kulej, który każdemu człowiekowi dawał szansę. Każdemu bokserowi, który po raz pierwszy miał akt oskarżenia. Zawsze jechał i ręczył za niego". Bezspornym faktem jest, że wybitni pięściarze w tamtej epoce też miewali perypetie z prawem, w tym pana ojciec, a były to pobicia. Pytanie tylko, czy w ogóle przystoi porównać kaliber tych spraw? - Mój ojciec prowadził bardzo szeroką działalność w środowiskach odsiadujących kary za różnego typu przestępstwa i spotykał się z nimi. Tam opowiadał o sobie i dawał swój przykład, jako wzór, do ewentualnego naśladowania w celach resocjalizacyjnych. To znaczy pokazywał sport jako wspaniałą metodę, alternatywną wobec aktywności kryminalnych. Wielu było zawodników, którzy gdyby nie trafili na salę bokserską, prawdopodobnie skończyliby w więzieniach i odsiadywaliby kary. Ojciec na przykładzie swojego życia dowodził, że właśnie dzięki sportowi tak fantastycznie realizował swoje życie, zrobił wielką karierę i odniósł największe sukcesy. A gdyby nie wybrał sportu, to z dużą dozą prawdopodobieństwa, przy swoim temperamencie i sposobie życia, czyli dość ofensywnym, mógłby sobie narobić kłopotów. - Natomiast bardzo bym prosił, żeby pan to bardzo wyraźnie podkreślił: nigdy sobie nie życzyłem i nie życzę, aby kiedykolwiek pan Najman, który swoje nazwisko może sobie szargać jak chce, w dalszym ciągu podpierał się nazwiskiem mojego ojca w takich haniebnych celach. Świadczą one bowiem o jego poziomie, którego nie będę określał, bo jestem dobrze wychowany. Po prostu nie życzę sobie tego! A jeśli to będzie się powtarzało, to będę zmuszony wystąpić o ochronę dóbr osobistych, jako syn świętej pamięci wielkiego mistrza. Powiem panu szczerze, że nieraz zachodziłem w głowę nad szczególną relacją za życia pana taty, na linii Jerzy Kulej - Marcin Najman. Bywałem na wielu galach bokserskich i obserwowałem z bliska, że Najman zbudował sobie naprawdę dobre stosunki ze swoim wielkim krajanem. Więcej, w odniesieniu do wątpliwego poziomu sportowego, pana ojciec wieloma odpowiedziami w przestrzeni publicznej budował Najmana, dodając mu wiatru w żagle. Pan Marcin ewidentnie zbudował sobie zaufanie u Jerzego Kuleja. - Na pewno ma pan rację. Tu trzeba powiedzieć, że mój ojciec zawsze miał deficyt tego, że nie dane mu było przekazać talent i wykształcić swojego następcę. Dodatkowo ich wiązało to, że obaj pochodzili z Częstochowy. To był przypadek, że mój ojciec go spotkał, poznali się i na początku miał nadzieję, że przy jego warunkach fizycznych będzie dobrym materiałem. Tym bardziej, że Najman był do ojca nastawiony przyjaźnie i imponowało mu, że Jerzy Kulej chce go trenować. Stąd wiara, że ten zawodnik będzie w stanie coś zdziałać w boksie zawodowym. - Historia pokazała, że niestety pomylił się diametralnie. A ponieważ mój tata nigdy nie lubił przyznawać się do błędów, w związku z tym utrzymywał z nim dobre stosunki, zwłaszcza, że towarzysko cały czas sobie pasowali. Obaj mieli podobny sposób bycia oraz stosunek do kobiet, co też było bardzo istotne. Ojcu imponowało to, że Marcin potrafił tak bezpośrednio docierać do kobiet, które spotykał na swojej drodze. A mój tata w przeszłości, jako młody chłopak, lubił ten temat, w związku z tym widział dużo analogii. Tym większe nadzieje początkowo wiązał z Marcinem. W końcu pomalutku zaczął zauważać, że to nie jest charakterologiczny materiał na boksera. Najman po prostu zbyt dbał, w sensie dosłownym, o swój wizerunek i wygląd. Najzwyczajniej bał się, że jak na ostro wejdzie do ringu, to go pobiją i zniszczą mu ładną buzię. I na tej podstawie było właśnie widać, że nie ma charakteru do tego sportu, by za wszelką cenę zmierzać do sukcesu. Jednak ojciec do końca nie chciał się do tego przyznać, że sportowo tak źle ulokował swoje nadzieje. Dlatego chcąc zachować twarz, po prostu cały czas starał się tłumaczyć i mówić, że jeszcze warto dać Najmanowi szansę. Suma summarum okazało się, że to nic nie dało. Bardzo ostry materiał, bezceremonialnie traktujący o gloryfikowaniu "Słowika", opublikował red. Krzysztof Stanowski na "Kanale Sportowym". Przywołując słowa Najmana na temat pana ojca, wypalił do niego: "ty sobie ciągle wycierasz gębę człowiekiem, który dawno nie żyje, żeby usprawiedliwić to, że wziąłeś szefa gangu pruszkowskiego do interesu, bo każdy zasługuje na drugą szansę". - Ja się pod tym podpisuję trzykrotnie! Z tym, że jeśli ja się pod tym podpisuję, to jest to dla Najmana pewne ostrzeżenie. Ostrzegam go, że takich rzeczy dalej nie będzie mógł robić bezkarnie, bowiem tą sprawą już przekroczył granice. W tym materiale padają jeszcze takie słowa w kierunku Najmana w kontekście pana ojca: "Z jednego tylko powodu czekam na sąd ostateczny. Bo wtedy umarli wstaną z grobów i Jerzy Kulej pier*** cię za to wygadywanie głupot na jego temat". - Sądzę, że do czegoś takiego ojciec by się nie posunął, ale w sposób kulturalny na pewno dałby Marcinowi reprymendę. Prawdopodobnie też odwróciłby się od niego i zdementował te wszystkie informacje, które Najman o nim przekazuje. Powiem szczerze, że nawet w swojej książce pan Marcin zawarł bardzo wiele opowieści, które ojciec w swojej bujnej wyobraźni przekazywał znajomym i przyjaciołom, sprowadzając je do faktów. A wiele tych historii w ogóle nie zaistniało, lecz były bajkami, opowiadanymi przez ojca tylko po to, żeby dodatkowo ukrasić swoją historię i wzbudzić większe zainteresowanie słuchaczy. Jest pan w stanie podać jeden, dobitny przykład, dla potwierdzenia tych słów? - Bardzo proszę. Najman na przykład napisał w swojej książce, że pływał łódką-ślizgaczem taty, o której mój ojciec mu mówił, że została sprowadzona dla niego specjalnie ze Stanów Zjednoczonych, a pływał nią Don Johnson w filmie Miami Vice. Marcin podaje to w książce jako fakt, iż był dumny, bo pływał z Jerzym Kulejem łódką z taką historią (śmiech). To tylko świadczy o tym, w jaki sposób weryfikował informacje. Z tego fragmentu, czytając jego książkę, śmiałem się do rozpuku. Rozmawiał Artur Gac