- To ogromna niespodzianka, bowiem faworytem pojedynku był lokalny gwiazdor Paris. Cztery tysiące kibiców było przekonanych, że Bienias nie ma żadnych szans. Gala rozpoczęła się nieprzyjemnie, bowiem miejscowa orkiestra bardzo brzydko zagrała polski hymn, wyraźnie fałszowała - powiedział menedżer Bieniasa, Andrzej Wasilewski. Pierwotnie o pas interkontynentalny WBO Paris miał rywalizować z Christianem Bladtem, ale Duńczyk nie przeszedł testów medycznych. - Dlatego dziesięć dni przed walką Włosi złożyli propozycję Bieniasowi. Krzysiek zgodził się, mimo że kategoria półśrednia nie jest jego naturalną (boksuje w niższej wadze). Jeszcze w środę miał gorączkę - dodał Wasilewski. To nie było koniec perypetii polskiego pięściarza, który w czwartek z trenerem Fiodorem Łapinem wyleciał z Warszawy do Włoch. - Ze względu na warunki atmosferyczne lot się opóźnił i nie zdążyli na przesiadkę w Zurychu. Dlatego podróż trwała łącznie aż 12 godzin; zamiast być o godz. 16 na ważeniu, Bienias pojawił się na nim dopiero o 21 - poinformował menedżer. W ringu niespodziewanie Bienias okazał się zdecydowanie lepszy od rywala. - W pierwszych rundach znakomicie pracował na nogach, a potem zaczął atakować zmęczonego Parisa. W ósmej rundzie Włoch był liczony, zaś do dziewiątej już nie wyszedł. To zwycięstwo oznacza, że Bienias znajdzie się w czołowej 15 rankingu WBO - dodał Andrzej Wasilewski. W najbliższych tygodniach jeszcze inni polscy bokserzy będą walczyć z włoskimi. Stawką pojedynku Krzysztofa Włodarczyka (z Giacobbe Fragomenim) jest pas mistrza świata, zaś Rafała Jackiewicza (z Luciano Abisem) - tytuł mistrza Europy.