Teraz za cel Cunningham obrał sobie kolejnego Polaka. W nocy z soboty na niedzielę polskiego czasu zmierzy się z mistrzem świata federacji WBO Krzysztofem Głowackim. Według ekspertów i bukmacherów to nasz rodak jest faworytem, ale nawet na moment nie może zlekceważyć potężnego Amerykanina. Bo "USS" Cunningham to jeden z najlepszych pięściarzy ostatniej dekady w Stanach Zjednoczonych. Nie tylko dlatego, że sięgnął po pas federacji IBF w kategorii junior ciężkiej, ale też z powodu widowisk, jakie niemal za każdym razem fundował fanom. Bo nie dość, że Cunningham w ringu jest skuteczny, to jeszcze bardzo efektowny. Pytanie tylko, czy tymi przymiotnikami określać go w czasie teraźniejszym, czy przeszłym. W tej chwili Cunningham ma już blisko 40 lat, a najlepsze ma już chyba za sobą. Wiek powoduje, że niektóre parametry spadają, ale jedno pozostaje niezmienne - Amerykanin wciąż potrafi potężnie uderzyć. Czy na taki obrót spraw przygotowany jest Głowacki? Wydaje się, że tak, choć trzeba pamiętać, że w ostatniej walce Marco Huck go zaskoczył. Chwila nieuwagi w szóstej rundzie sprawiła, że Polak padł na deski i był liczony. Sędzia mógł przerwać pojedynek, ale pozwolił Głowackiemu walczyć dalej. Jak cała historia się skończyła, doskonale pamiętamy. Teraz moment nieuwagi może Polaka kosztować dużo więcej. Jeśli więc chce zachować pas, musi być skoncentrowany od pierwszej do końca dwunastej rundy. Bo Cunningham potrafi skrzętnie wykorzystać chwilowe problemy rywali. Tak jak to było w walce z Krzysztofem Włodarczykiem. Przeczytasz o tym TUTAJ - kliknij!