Wilder od razu chciał załatwić sprawę i ruszył na rywala. Fury jednak szybko sklinczował, podobnie jak przy dwóch kolejnych szarżach Amerykanina. Oddawał inicjatywę, ale w samej końcówce to właśnie on trafił kontrą z prawej ręki. W drugiej odsłonie "Brązowy Bombardier" nastawił się je nokautujące uderzenie, natomiast "Król Cyganów" zbierał punkciki kąsając lewym prostym i przepuszczając pojedyncze bomby mistrza.Przez dwie minuty trzeciego starcia trwały bokserskie szachy, ale Tyson uśpił czujność przeciwnika i trafił go akcją lewy-prawy. Wilder bił coraz mocniej, ale niecelnie. Czasem tylko sięgnął prawym na korpus. Podobnie wyglądały kolejne trzy minuty. Wilder strzelał w powietrze, choć były to tak mocne bomby, że lekki wiaterek dało się odczuć nawet przed telewizorem w Polsce.Mistrz wyciągnął wnioski i w piątym starciu nie wkładał już w każde uderzenie maksimum siły. Zaczął boksować, co wcale nie znaczy, że wyglądał lepiej na tle challengera. Szósta odsłona dla Fury'ego. Niezbyt mocne, ale regularne jaby sprawiły, że pod lewym okiem Deontaya pojawiła się lekka opuchlizna. Mistrz zaczął reagować na wszystkie zwody i choć zachowywał spokój, to musiał być mocno podirytowany. W połowie siódmego starcia Tyson trafił mocną akcją lewy-prawy na szczękę rywala. Wściekły Wilder przeprowadził krótki szturm, by zmazać złe wrażenie, ale jego ciosy pruły powietrze.W ósmej rundzie Wilder trafił ładnym hakiem niemal równo z gongiem, ale to było chyba za mało, bo wcześniej chybiał. Wilder dopiął swego w dziewiątym starciu, gdy złapał w końcu przy linach pretendenta krótkim prawym sierpowym. Fury padł na deski, ale powstał, sklinczował, a po minucie sam zaatakował.Szalony Tyson Fury, jak na "Króla Cyganów" przystało, wrócił do gry i to on znów rozdawał karty w rundzie dziesiątej, akcentując swoją przewagę kolejną akcją lewy-prawy. Runda jedenasta już bardziej ciasna. Obaj jakby zbierali siły na ostatnie trzy minuty. W 40. sekundzie dwunastej rundy Wilder huknął prawym sierpowym w okolice ucha i ściął Anglika z nóg. Fury padł jak nieżywy, lecz jakimś cudem powstał na dziewięć. I znów klinczował. I znów przetrwał chwile grozy. A gdy zabrzmiał ostatni gong, podniósł ręce na znak zwycięstwa. Wilder po dwóch rundach punktowanych na jego konto 10:8 też wyglądał na pewnego siebie. Po wszystkim obaj wpadli sobie w objęcia i podziękowali za wspaniały pojedynek. Sędziowie punktowali niejednogłośnie - 115:111 Wilder, 114:110 Fury i 113:113.