Tomasz Adamek po wygranej walce na gali Fame MMA chciał wrócić do Stanów Zjednoczonych, gdzie od lat mieszka. Z pewnością nie spodziewał się jednak problemów, które go na tej drodze zastaną. Emerytowany pięściarz, który z powodzeniem spróbował swoich sił we freak fightach, został wyproszony z samolotu, ponieważ jego obsługa uznała, że jest on pod wpływem alkoholu. "Siedziałem już w samolocie lecącym do USA. Nagle podeszła do mnie stewardesa. Usłyszałem, że jestem pijany i że nie mogę lecieć. A to kompletna bzdura. Po sobotniej walce w Gliwicach wypiłem trochę wina, rano jedno piwko i to wszystko. Jestem poobijany, mam podbite oko, więc może pomyśleli, że biłem się po pijaku" - grzmiał pięściarz w rozmowie z "Faktem". Głos w całej sprawie zabrał również menedżer zawodnika Mateusz Borek. "Przeszli do sektora, z którego leci się do Stanów Zjednoczonych i ich dokumenty zostały sprawdzone po raz drugi. Następnie weszli razem na pokład. Tomasz usiadł na swoim miejscu, podeszła do niego szefowa pokładu i poprosiła go o opuszczenie samolotu" - dodał dziennikarz i promotor. Skandal z udziałem Tomasza Adamka. Menedżer zawodnika zabrał głos Polskie Linie Lotnicze LOT nadal nie odniosły się do sprawy. Mateusz Borek również zastrzegał, że nie weryfikował pojawiającej się w przestrzeni medialnej informacji o tym, jakoby Adamek był pijany, jednak, jak słusznie zauważył, zarówno pięściarz, jak i jego trener, przeszli kontrolę na lotnisku i nikt nie zgłaszał żadnych uwag. "Nie będę weryfikował opowieści, natomiast wydaje mi się, że jeśli jego zachowanie było dalece niestosowne, to polskie linie lotnicze LOT ani by tego pasażera nie odprawiły, ani nie przyjęły bagażu, ani tym bardziej nie wpuściły go na pokład samolotu" - twierdził Borek w rozmowie ze "Sportowymi Faktami". Czekamy na oświadczenie przewoźnika w tej głośnej sprawie.