Japończyk okazał się twardym rywalem. O dziwo, to właśnie on rozpoczął walkę od ataków, choć przecież spodziewano się, że będzie raczej pięściarzem walczącym z kontry. Lipiniec boksował jednak bardzo spokojnie i nawet jeśli w początkowej fazie uderzał rzadziej, to jego ciosy miały dużo większą wymowę. Efekt? Już po drugiej rundzie Japończyk mocno krwawił z nosa. Wraz z biegiem rund Rosjanin podkręcał tempo, ale Kondo starał się raz po raz odgryzać. W dziewiątej rundzie to pięściarz z Kraju Kwitnącej Wiśni przejął inicjatywę i kilkukrotnie zaskoczył faworyta mocnymi ciosami, sprawiając, że również na twarzy Lipinieca pojawiła się obficie spływająca krew. To starcie można było zapisać z pewnością na konto Japończyka. Kiedy wydawało się jednak, że Kondo zdoła przechylić końcówkę pojedynku na swoją stronę, to w ostatnich rundach Rosjanin ponownie był stroną dominującą i dzięki temu podkreślił on swoją przewagę w całym pojedynku. Sędziowie punktowali jednogłośnie, choć być może nieco za wysoko 117-111, 117-111, i 118-110, na jego korzyść.