W Atlantic City zaczęło się sensacyjnie. Skazywany na pożarcie Blake Caparello (19-1-1, 6 KO) zafundował rosyjskiemu gladiatorowi nokdaun, ale ten szybko wrócił do odrabiania strat. - Po prostu źle stałem na nogach - tłumaczył potem. W drugiej rundzie Rosjanin był już bezlitosny dla pretendenta, aż trzykrotnie doprowadzając go do liczenia, zanim pani arbiter Sparkle Lee zatrzymała pojedynek. Najpierw był bezpośredni prawy na korpus, a dwa kolejne nokdauny to już serie przy linach. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami kolejnym przeciwnikiem Kowaliowa powinien być w listopadzie Bernard Hopkins (55-6-2, 32 KO), czempion organizacji IBF i WBA. Po walce obaj bokserzy porozmawiali ze sobą na ringu. - Kiedy na niego patrzę, widzę w nim prawdziwego mistrza, takiego jak ja, który podobnie jak ja chce zunifikować wszystkie tytuły. Chcę tak jak kiedyś po wygranej nad Oscarem De La Hoyą zgarnąć pasy czterech organizacji w drugiej kategorii, tym razem półciężkiej. Jestem w końcu kosmitą - powiedział legendarny "Kat" z Filadelfii. - Jeśli to kosmita, to powinien przecież żyć na innej planecie - od razu zażartował Rosjanin. - Nie wyjdę naprzeciw Hopkinsa z nastawieniem na nokaut, tylko po to żeby po prostu boksować i robić swoje. A jeśli nadarzy się okazja by znokautować Bernarda, cóż, będę zadowolony. Nokaut jednak nie będzie moim celem. Jeśli rzeczywiście znokautowałbym Hopkinsa, to ja byłbym nowym kosmitą - dodał uśmiechnięty mistrz organizacji WBO.