Po drugiej stronie stanął Felix Caraballo (13-2-2, 9 KO), który zaraz po gongu rzucił się do szturmu. Wicemistrz olimpijski spokojnie przetrwał ten atak, zebrał ciosy rywala na gardę, a za moment zaczął zasypywać go seriami trzech-czterech ciosów, na zmianę na górę i na dół. Przewrócił nawet Portorykańczyka na deski i zaliczono nokdaun, choć powtórki pokazały, że Caraballo po prostu źle stał na nogach. W drugiej rundzie faworyt zachwiał rywalem krótkim prawym sierpowym w okolice czoła. Mijały minuty, a obraz potyczki nie ulegał zmianie. Stevenson bił w twardego przeciwnika długimi seriami, szukając ewidentnie przełamania i nokautu. Bardziej wrażliwy sędzia w piątym starciu przerwałby już walkę, lecz Tony Weeks pozwolił kontynuować. Koniec nastąpił w szóstej rundzie. Stevenson kilka razy uderzył prawym hakiem pod lewy łokieć, aż nagle odpalił piorunujący lewy hak w okolice wątroby. Nokaut! - Władowałem w niego wszystko co miałem, aż zraniłem lewą rękę. Przyjął naprawdę bardzo dużo. Cieszę się z porównań do Mayweathera, ale czerpię nie tylko z niego, zresztą jesteśmy zupełnie innymi pięściarzami. Wzoruję się także na Pernellu Whitakerze, Andre Wardzie czy Crawfordzie. Tym razem było inaczej, bez publiczności, bez dopingu, ale również moje przygotowania wyglądały inaczej niż dotąd, bo nie musiałem zbijać aż tak dużo - powiedział tuż po zejściu z ringu szybki i nieuchwytny dla innych Stevenson, który sam sobie sprawił prezent na niespełna trzy tygodnie przed 23. urodzinami.