Po rocznej przerwie, wypełnionej bardziej aktorstwem niż boksem, (Artur grał z Russellem Crowe w filmie "Cinderella Man"), Binkowski miał walczyć dwa tygodnie temu w Nowym Jorku, ale promotor nie znalazł dla Artura rywala i zamiast bić się na ringu, Artur siedział wściekły na widowni. Przypadkiem na sali był przedstawiciel renomowanej Showtime, który zaproponował Polakowi z kanadyjskim paszportem szansę, jakiej 32-letni Binkowski nie dorobił się podczas całej kariery - okazję walki z dobrym rywalem, na jednej z najbardziej liczących się stacji telewizyjnych w Stanach Zjednoczonych. Binkowski wykorzystał okazję sprawiając olbrzymią niespodziankę i nokautując Butlera na 37 sekund przed końcem ostatniej, ósmej rundy. Ci, którzy przestali oglądać walkę po pierwszej rundzie, w której Artur Binkowski... trzykrotnie leżał na deskach, a przed ostatnią rundą przegrywał zdecydowanie na wszystkich kartach sędziowskich (62:68, 63:68, 65:68), pewnie do tej pory nie mogą w to uwierzyć! O tym, że Binkowski był dla Butlera zastępstwem w ostatniej chwili można się było przekonać, kiedy zapowiadający walkę w Target Center w Minneapolis, najpierw przypisał "Polskiemu Wojownikowi" jako miejsce zamieszkania Chicago (Artur mieszka pod kanadyjskim Toronto), a później zrobił z niego reprezentanta Polski na igrzyskach olimpijskich w 2000 roku w Sydney, gdy tymczasem Binkowski reprezentował tam Kanadę dochodząc do ćwierćfinałów. Pierwsza runda wskazywała na to, że rzeczywiście Polak jest w Minneapolis tylko w roli wypełniacza programu Showtime. Po pięciu sekundach Binkowski był na deskach po lewym sierpowym, ale na Arturze cios pięściarza, który miał na koncie więcej nokautów, niż bokser z Sieniawy walk, nie zrobił żadnego wrażenia. Binkowski natychmiast skrócił dystans, zaczął się przepychać, ale i tak, ponownie po ciosie z prawej ręki minutę później leżał na deskach. Sytuacja ponownie powtórzyła się na kilkanaście sekund przed końcem rundy - chwila, kiedy Artur nie przyklejał się do Butlera, cios z prawej ręki i Binkowski po raz trzeci był na deskach. Na szczęście dla niego, zasady tego ośmiorundowego pojedynku nie przewidywały przerwania pojedynku po trzech nokdaunach... Dalej, każda runda wyglądała tak samo - Binkowski przyklejał się do Butlera, próbował zadawać ciosy w zwarciu i spychać 11 lat młodszego rywala na liny. Udawało mu się to całkiem dobrze, ale Butler aż do ósmej rundy robił wystarczająco wiele (pojedyncze ciosy na korpus i głowę), by wygrać pięć z następnych rund i prowadzić przed ostatnią nawet sześcioma punktami. Do ostatniej minuty walki Butler w Target Center wyglądał jak pewny zwycięzca - do czasu, kiedy trafił go najpierw cios z prawej ręki, a później prawy podbródkowy Binkowskiego. Od tego momentu Butler tylko przyjmował ciosy Polaka, który w ciągu 10 sekund sześciokrotnie trafił nie wiedzącego co się dzieje rywala. Butler padł w końcu na deski, uderzając głową w matę ringu tak mocno, że wypadł mu ochraniacz na zęby. Sędzia próbował go jeszcze liczyć, ale kiedy Butler wypluł po raz kolejny ochraniacz, sędzia zakończył walkę. "Nic mi nie zrobił w pierwszych trzech rundach" - powiedział po walce polski bokserski Kopciuszek. "Ma mocny cios, ale ja wiedziałem, że muszę skracać cios. Byłem zmęczony w ósmej rundzie, ale kiedy go trafiłem pierwszym ciosem wiedziałem, że wygram przez nokaut". Co dalej z karierą Binkowskiego? Myślał bardziej o aktorskiej, bo właśnie skończył kolejny film, tym razem z Samuelem L. Jacksonem ("Ressurecting the Champ"), ale teraz pewnie zmieni zdanie. Zwłaszcza, że w Chicago czeka na swojego rywala pięściarz, z którym Binkowski zawsze chciał walczyć - Andrzej Gołota. Przemek Garczarczyk