Kibice Czerkaszyna przecierali oczy, bo pięściarz, który już wypracował bardzo skuteczny styl, a wraz z kolejnymi pojedynkami miał go coraz bardziej szlifować, zaboksował znacznie poniżej własnych możliwości. Sensacja we Wrocławiu. Pierwszy raz na deskach i pierwsza porażka Fiodora Czerkaszyna Już w trzeciej rundzie urodzony w Charkowie pięściarz, promowany przez polską grupę Knockout Promotions, znalazł się dwukrotnie na deskach. Widmo porażki, nawet przed czasem, poważnie zaglądało mu w oczy. Nasz zawodnik, bardzo żywiołowo dopingowany przez ukraińskich i polskich kibiców, wprawdzie miał swoje momenty, gdy potrafił przepuszczać ofensywę rywala, a sam schodził z linii i kątowo odpowiadał, ale dobrych akcji nie było wystarczająco dużo. W efekcie przegrał zasłużenie, prawdę mówiąc werdykt powinien być jednogłośny, lecz jeden z sędziów ocenił walkę na remis. Dla kroczącego ścieżką zwycięstw Czerkaszyna to pierwszy, tak trudny moment w zawodowej karierze. Co nie zagrało? Zdaniem "Diablo" Włodarczyka w ringu widzieliśmy już tylko drobną cząsteczkę tego, co złożyło się na taką dyspozycję. Włodarczyk tłumaczy porażkę Czerkaszyna - Sam nie wiem, co mogło zadziać się z Fiodorem. Trzeba by było wejść do jego głowy, pogadać z nim od serca i w ten sposób rozpoznać, co stało się wewnątrz niego. Pod skorupą, widoczną dla nas w ringu, musiało się coś zadziać - ocenił były dwukrotny mistrz świata, od razu zwracając uwagę na jeden z aspektów. Chodzi o przylot do Polski amerykańskiego jego trenera Chico Rivasa, który ledwie na kilkadziesiąt godzin przed galą zameldował się u boku swojego podopiecznego. - Brak jednostek treningowych z własnym szkoleniowcem utrudnia później realizowanie założeń w walce. W takiej sytuacji, gdy trener pojawia się na ostatnią chwilę, boksuje się najgorzej. A zawodnik walczący z Fiodorem nie miał nic do stracenia, przyjechał tu na zasadzie "uda się albo nie uda". Gdyby jeszcze w dwóch ostatnich rundach się spiął i pokazał prawdziwego Fiodora, to finał mógł być radośniejszy - przekonuje Włodarczyk. Kuriozalne sceny na gali Usyk - Dubois. Pięściarze walczą, a kibiców nie ma, bo... być nie mogło "Diablo" jest natomiast dobrej myśli, jeśli chodzi o to, jak z tym ciężkim doświadczeniem poradzi sobie Czerkaszyn. Argumenty, którymi się podpiera, w zasadzie mnoży i trudno się nie zgodzić, jeśli ktoś zna losy tego ambitnego pięściarza, który pewnego dnia spakował się i ruszył do Polski w poszukiwaniu lepszego, bokserskiego świata. - Przyjechał do nas, nauczył się polskiego, potem pojechał sam do Ameryki i wiele decyzji podejmował sam. Dlatego myślę, że dzisiejsza lekcja, takiego chłopaka jak on, z taką osobowością, jeszcze bardziej zmotywuje. Podniesie się, będzie silniejszy i wróci z jeszcze lepszą wersją Fiodora - optymistycznie zakończył Włodarczyk. Artur Gac z Wrocławia.