32-letni Naoya Inoue (30-0, 27 KO) swoją potęgę zbudował w ojczyźnie, czyli w Japonii, gdzie od dawna wypełnia hale do ostatniego miejsca, gromadząc między innymi w Ariake Arena tłumy rozkochanych w sobie rodaków. Poza Krajem Kwitnącej Wiśni ten gigant boksuje bardzo rzadko. Tej nocy stoczył 30. zawodowy pojedynek i dopiero po raz piąty boksował na obczyźnie, konkretnie w T-Mobile Arena w Las Vegas. Naoya Inoue kontra Ramon Cardenas. Spektakularna walka w Las Vegas Jeden z najlepszych pięściarzy świata bez podziału na kategorie wagowe w nocy polskiego czasu zmierzył się z mającym wcześniej tylko jedną porażkę na koncie Ramonem Cardanasem (26-2, 14 KO). Pojedynek, co absolutnie oczywiste, miał status walki wieczoru podczas gali, organizowanej przez grupę Top Rank. Tę samą, która obecnie stoi za uważanym za najlepszego polskiego "ciężkiego" Damiana Knybę, a jej szefem jest wciąż mający charyzmę i energię, 93-letni Bob Arum. O swojej wcześniejszej przegranej 29-letni Amerykanin mógł zdążyć zapomnieć, bo zaznał jej z rąk Danny'ego Floresa w 2017 roku. Pojedynek zaczął się bardzo efektownie, zresztą Inoue przyzwyczaił do tego, że boksuje na bardzo dużej intensywności. "Potwór" na deskach, sensacyjny początek walki giganta. Ależ ciężki nokaut Tymczasem w drugiej rundzie przyszedł niespodziewany "gong". Japończyk był w swoim żywiole, w ofensywnie w półdystansie różnicował siłę i płaszczyznę uderzeń, gdy nagle genialnym ciosem odpłacił mu Cardanas. Pięściarz z Teksasu wystrzelił krótkim, ale zadanym z pełną mocą lewym sierpowym. Uderzenie centralnie spadło na twarz asa kategorii superkoguciej i dosłownie ścięło go z nóg. Nokdaun był bardzo efektowny, a Inoue mimo emocji i nieczęstej dla siebie sytuacji, zachował się jak stary wyga. Długo dał się liczyć, odpoczywając i skradając cenne sekundy, a gdy sędzia wznowił pojedynek, niemal w tym samym momencie rozległ się gong komunikujący koniec tej odsłony. W ciągu minuty Inoue doszedł do siebie i już do końca nie dał się w taki sposób zaskoczyć Amerykaninowi. Od czwartej rundy metodycznie trafiał przeciwnika, którego defensywa coraz bardziej kruszała. Nogi pod oponentem ugięły się w siódmej rundzie, to był znak, że już przestaje wytrzymywać napór Japończyka. W kolejnej odsłonie faworyt nie zwalniał tempa i gdy zasypał Cardenasa lawiną ciosów, które pozostawały bez odpowiedzi, a w powietrzu unosił się ciężki nokaut, sędzia ringowy przerwał pojedynek w 8. rundzie. Inoue chwilę odpocznie i będzie musiał wrócić na salę treningową, bo zna swoje najbliższe plany. Do ringu w Tokio wejdzie ponownie 14 września, a jego rywalem będzie Murodjon Achmadaliew (13-1, 10 KO).