W poniedziałek uwagę światowych mediów skradło oficjalnie zaprzysiężenie Donalda Trumpa na 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nowy-stary prezydent USA wygłosił po wszystkim orędzie, a Amerykanów wyjątkowo uradował fakt, że na skutek jego interwencji wstrzymano zakaz działania popularnej aplikacji - Tik Tok. Po uroczystościach w Białym Domu u Donalda Trumpa odbyła się inauguracyjna impreza, na której nie zabrakło polityków, sportowców i celebrytów. Wśród gości znaleźli się również Jake Paul i Mike Tyson. Popularny influencer nie tak dawno wygrał z "Żelaznym Mikiem" głośną walkę, która transmitowana była na platformie Netflix. Miał za to zainkasować nawet 40 milionów dolarów. Wbrew zagrywkom w trakcie konferencji prasowych, czy treningu dla mediów, między panami nie było konfliktu. Jake Paul i Mike Tyson "przyłapani" u Donalda Trumpa. Co za sceny Paul wielokrotnie podkreślał, że Tyson to jego idol, a najlepszym dowodem na brak "złej krwi" pomiędzy bokserami był obrazki z imprezy u nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych. W pewnym momencie Paul ruszył do Tysona i ku zaskoczeniu innych gości... wziął 58-latka "na barana". Legendarny pięściarz początkowo wyglądał na przerażonego, ale po chwili uśmiech wrócił na jego twarz, a obaj panowie bawili się w najlepsze. Uwieczniono to na materiale wideo, który obiegł media społecznościowe i był szeroko komentowany. Sensacyjne ogłoszenie FAME. Artur Binkowski wraca do walk, jest potwierdzenie Pod nagraniem nie brakowało negatywnych komentarzy. "Nawet nie zapłaciliśmy, ale czuję się, jakby nas okradli", "Zabawili się naszym kosztem dla milionów - brzmiało kilka z nich. Przeważały jednak te o pozytywnym wydźwięku. Większość fanów podkreślała, że nigdy nie wierzyła w "złą krew" pomiędzy nimi.