Na początek gratulacje, spełniła pani swoje wielkie marzenie i jedzie na igrzyska! - Tak, spełniłam pierwszą część mojego marzenia. Wiele lat na to ciężko pracowałam i mogę śmiało powiedzieć, że mam to, co chciałam. Zaczynała pani swoją przygodę ze sportem od kickboxingu, gdzie odnosiła sukcesy, ale zdecydowała się na zmianę, żeby móc wystartować na igrzyskach. Nie było momentów zawahania? - Zostawiłam kickboxing na rzecz boksu, bo ta dyscyplina pojawiła się w programie igrzysk. Jestem w boksie od 2009 roku, trzy lata później kobiecy boks zadebiutował na igrzyskach i od tego czasu walczyłam o przepustkę na igrzyska. Momenty zawahania były niejednokrotnie. Boks i ogólnie sport to taka dziedzina, w której niej jest łatwo. Miewałam różne dołki. Ma pani medale z mistrzostw Europy i Igrzysk Europejskich, a teraz kwalifikacje do IO. Co dalej? - Udało się zdobyć kwalifikację i teraz mam nadzieję, że do mojego dorobku dołączę medal igrzysk! Czy polski boks olimpijski jest kobietą? Do Tokio jedziecie w przewadze trzy na jednego. - Ja już od jakiegoś czasu żartowałam z dziewczynami z kadry, że w Polsce boks olimpijski jest kobietą. W naszym kraju kobiety zdobywają sporo medali, z mistrzostw Europy i świata czy Igrzysk Europejskich. Mamy różnego koloru krążki z wielu imprez, co świadczy o tym, że nasze dziewczyny dobrze sobie radzą w boksie. Jak wyglądają ostatnie tygodnie przed igrzyskami? - Każdy dzień mam zaplanowany. Ostatnio trochę zmodyfikowałam swój plan i pojechałam do Asyżu, gdzie miałam możliwość kontaktów z rywalkami z Kolumbii i Włoch. Odbywam sesje sparingowe i potem znów wracam do Kielc. Te igrzyska będą zupełnie inne niż zwykle. - Na pewno to będą inne igrzyska niż dotychczas. Będziemy w "bańce". To nowość dla wszystkich, choć na wielu zawodach już ten system obowiązywał. W Tokio nie będzie można wychodzić poza teren wioski olimpijskiej, udawać się na inne areny, żeby kibicować rodakom, sporo będzie obostrzeń dotyczących poruszania się. Bokserzy już w poprzednim roku musieli przerwać kwalifikacje w Londynie z powodu pandemii. Miała pani obawy, że do tych igrzysk może w ogóle nie dojść? - Oczywiście, że były. Już raz igrzyska zostały odwołane i to był sygnał, że wszystko może się zdarzyć. Każdy trenował z nadzieją, że się odbędą, ale niepewność była cały czas. Trzeba było jednak zacisnąć zęby i mimo obaw trenować i iść po swoje. Ma pani pseudonim "Adrenalina". Jest pani od niej uzależniona? - Nie wiem, czy jestem uzależniona, ale na pewno bardzo lubię to uczucie, kiedy towarzyszą mi duże emocje. To daję mi sporty walki, ale i inne aktywności, jak bungee czy gokarty. To daje mi dużo radości. Coś jeszcze zostało do zrealizowania? - Oczywiście! Mam już nawet plan po igrzyskach. W sierpniu będę obchodzić urodziny i postanowiłam sprawić sobie prezent. Zamierzam polecieć samolotem akrobacyjnym i być uczestniczką lotu z akrobacjami. Występ w programie "Ninja Warrior" był szukaniem adrenaliny czy rozpoznawalności? - To było szukanie adrenaliny. Nigdy nie brałam udziału w żadnym programie telewizyjnym, nie mam na to parcia. Kilka razy jednak chciałam zobaczyć, jak tam jest, sprawdzić się w "Ninja Warrior". To była spontaniczna decyzja. Wróciłam ze zgrupowania, położyłam się do łóżka i zobaczyłam w telewizji zapowiedź programu i zaproszenie do zgłoszenia. Wysłałam swoje, odezwali się do mnie, no i udało się pojechać, wystartować, z czego się bardzo cieszę. Poznałam wielu ciekawych ludzi, to było fajne doświadczenie, potraktowałam to jako przygodę. Podobno tańczy pani znakomicie nie tylko w ringu, ale i na parkiecie. Będzie okazja do tańca w Tokio? - Mam nadzieję, że będzie okazja, i humor, żeby tańczyć. Jest pani sportowcem-żołnierzem. To było coś, co chciała pani robić czy też próba znalezienia stabilizacji? - Zawsze chciałam służyć w służbach mundurowych. W liceum myślałam o wstąpieniu do policji. Sport był jednak najważniejszy i takie sprawy mi się oddalały. Nie mogłam pójść do szkółki, bo trwała pół roku, a jako młoda zawodniczka nie mogłam sobie pozwolić na tak długi okres wyłączenia się z treningów. Zawsze stawiałam na sport. Potem pojawiła się możliwość wstąpienia w szeregi Wojska Polskiego. Starałam się kilka razy, by dołączyć do tej grupy, aż w końcu się udało. W sporcie bywa różnie, nie ma nic pewnego, kontuzja może przydarzyć się z dnia na dzień. A dzięki wojsku mam stabilizację i mogę łączyć karierę sportową i zawodową. Czy coś poza sportami ekstremalnymi coś jeszcze zajmuje pani wolny czas? Choć zapewne teraz, nie ma go zbyt wiele... - Od trzech lat ciężko znaleźć mi czas pomiędzy zgrupowaniami. Jeśli mogę, spędzam go z rodziną, z moim chrześniakiem. Lubię też spotykać się ze znajomymi, jestem towarzyską osobą. Kiedy jeszcze było można, chodziłam do kina, teatru czy na dyskotekę. Niestety, teraz nie na wszystko mam czas. Czego kibice mogą spodziewać się po pani występach w Tokio? - Dobrych walk! Zrobię wszystko, żeby zdobyć medal i miejmy nadzieję, że wrócę z nim na szyi. Postaram się nikogo nie zawieść. Przede wszystkim siebie.