Julia Szeremeta jest dziś twarzą polskiego boksu i sama zdaje się już akceptować taki stan rzeczy. Jej olimpijskie srebro w Paryżu było największym sukcesem tej dyscypliny od dziesięcioleci, sama zawodniczka momentalnie znalazła się w centrum zainteresowania świata mediów i kibiców. Przy czym zdaje się rozumieć, że to zainteresowanie może przekładać się na rozwój całego polskiego boksu. I gdy kadra leciała jesienią na młodzieżowe mistrzostwa Europy do Bułgarii czy też na juniorskie mistrzostwa świata do Czarnogóry - ona też tam była. Pokazywała się z młodszymi koleżankami, sama sparowała, choć w zawodach nie brała udziału. Dziś część tych dziewczyn była już razem z nią w Brazylii, walczyła w Pucharze Świata World Boxing. I niektóre, jak Kinga Krówka, też walczyły o złoto. Julia również - i trzeba przyznać, że zadanie miała najtrudniejsze. Brazylijka Jucielen Romeu to bowiem zawodniczka doświadczona, z tytułami na kontynencie amerykańskim, choć bez tych globalnych. Niemniej Puchar Świata rok temu zdobyła, w igrzyskach zameldowała się w ćwierćfinale, pokonując wcześniej Alyssę Mendozę, którą już tu, w Brazylii, ograła Szeremeta. I jeszcze jedna rzecz - Romeu rok temu w kwietniu wygrała w Pueblo z Lin Yu-tin, późniejszą mistrzynią olimpijską w Paryżu. A to doskonale świadczy o jej klasie i umiejętnościach. Na późniejszą mistrzynię olimpijską mogła wpaść w półfinale w Paryżu, ale sama tam nie dotarła. Przegrała walkę o ten etap z Turczynką Esrą Yildiz 1:4, ale u trzech arbitrów 28:29. Julia Szeremeta bez złota w Pucharze Świata. Zdecydowały dwie pierwsze rundy. Jucielen Romeu pięknie tańczyła w ringu Dość nieoczekiwanie ich finał był pierwszą walką wieczoru, choć miał się odbyć nieco później. Romeu była witana bardzo głośno, miała za sobą pełne trybuny. A Szereetę wspomagali tylko koledzy i koleżanki z kadry, choć "Polska, Polska" raz po raz przebijało się przez głosy gospodarzy. Julia zaś zaczęła nerwowo. Jak zwykle broniła bez gardy, ale Brazylijka zaskakiwała ją ciosami, sama zaś nie odpowiadała. Gdy sama spróbowała, dało się słyszeć zachęcający głos trenera Dylaka. - Dalej to samo - wołał. Niemniej przewaga rywalki była widoczna, Romeu pierwszą rundę wygrała u czterech arbitrów. To zachwiało pewnością siebie Polki, nie za bardzo wiedziała, jak dobrać się do Jucielen. Romeu ładnie tańczyła na nogach, uciekała przed ciosami. I bardzo szybko haczyła Polkę lewą ręką. Choć to Szeremeta była jednak bardziej aktywna w drugim starciu, to jednak tym razem tylko dwóch arbitrów widziało jej wyższość. A co gorsza, już u trzech przegrywała 18:20. Potrzebowała sportowego cudu, wyraźnej przewagi, może nokdaunu, by zmienić jeszcze końcowe rozstrzygnięcie. Tyle że tego cudu nie było, Romeu walczyła mądrze, miała świadomość, że może przegrać u wszystkich sędziów 9:10, a i tak wygra walkę. Delikatnie się cofała, a Julia szukała tego jednego ciosu. Podpowiedzi trenera Dylaka niewiele mogły zmienić, rywalka - im bliżej było końca - częściej klinczowała. Szalony atak w ostatniej minucie nie dał rezultatu. To Romeu uniosła ręce po ostatnim gongu. Już wiedziała, że sędziowie ogłoszą jej triumf. Mimo że była słabsza w ostatniej części walki I tak się stało, wygrała niejednogłośnie, 3:2. Włoch i Amerykanin w każdym starciu widzieli jej zwycięstwo, sędzia z Tajwanu trzy razy wyżej oceniał Polkę, a Kazach - dwukrotnie. Kluczem były oceny Australijczyka, on widział wygraną Polki tylko w trzeciej rundzie.