Sukces ma swoją wymierną cenę. Od wielu miesięcy przekonuje się o tym Julia Szeremeta. W Paryżu wywalczyła tytuł wicemistrzyni olimpijskiej i... od tej pory jest już tylko trudniej. Trener Tomasz Dylak w ringu wymaga od niej znacznie więcej niż od zawodniczek, które jeszcze czekają na laury i zaszczyty. Intensywność zajęć ociera się niejednokrotnie o granicę wytrzymałości. - Ja nie daję rady, a trener jeszcze mnie nakręca i każe dawać z siebie jeszcze więcej. Podczas treningów w Czarnogórze było tak ostro, że z sali postanowili wyjść dziennikarze, którzy przyglądali się temu wszystkiemu. Po wszystkim powiedzieli mi, że mieli nadzieję, że dzięki temu będę miała trochę łatwiej. To wszystko jest jednak do przeżycia - mówi Szeremeta w rozmowie z WP Sportowe Fakty. To już oficjalnie. Legenda boksu powraca, szef WBC ogłasza Szeremeta o współpracy z trenerem Dylakiem: Ze zmęczenia ciekły mi łzy 21-letnia zawodniczka wyznaje, że jeśli zaliczy nieudany sparing, wychodzi na ring ponownie. Wszystko z myślą o doskonaleniu pięściarskiego rzemiosła. Dylak nie uznaje w tej kwestii kompromisów. - Nie podobała mu się moja postawa podczas walk. Weszłam więc do ringu z trenerem i normalnie boksowaliśmy. Pokazał mi, co to znaczy dostać mocny cios. To był mój sparing z trenerem. Wyszłam z ringu, a potem musiałam zrobić jeszcze sto powtórzeń "padnij, powstań". Przyznam, że ze zmęczenia ciekły mi łzy - wspomina srebrna medalistka z Paryża. Szeremeta zapewnia, że relacje między nią a szkoleniowcem pozostają bez zarzutu. Bywają jednak ciche dni. Wtedy każdy ze swoimi emocjami musi sobie radzić sam. - Faktycznie zdarzało się, że nie rozmawialiśmy - przyznaje. - Ale były to stosunkowo krótkie momenty. Nigdy nie było tak, byśmy byli obrażeni na siebie kilka dni. Gdy jesteśmy na zgrupowaniu, to faktycznie czasem jest nerwowa atmosfera, ale zaraz się wszystko wyjaśnia. Nasza najlepsza obecnie pięściarka po raz kolejny zapewnia też, że nie interesują jej propozycje udziału w galach freak-fightowych. Stawia na boks. I zamierza wrócić na podium. - Porozmawialiśmy o tym z trenerem i podjęliśmy taką decyzję. Będę odmawiała każdej takiej propozycji. Wybrałam inną ścieżkę kariery. Interesuje mnie kolejny medal na igrzyskach w Los Angeles, a potem być może pójście na zawodowstwo. Jedno drugiego nie wyklucza i tak właśnie widzę swoją przyszłość - zaznacza. Najważniejszą imprezą w tym roku będą dla niej mistrzostwa świata, które we wrześniu odbędą się w Liverpoolu. Należy mieć nadzieję, że do tego czasu Szeremeta pozostanie w doskonałej formie i... uniknie kontuzji poza ringiem. Posiada bowiem dosyć ryzykowne hobby. Do takiej kategorii można zaliczyć jazdę konną przez przeszkody. - Trochę adrenaliny faktycznie przy tym jest, bo nigdy nie wiesz, jak zachowa się zwierzę, a przecież przeszkody są całkiem wysokie - opowiada. - Nigdy jednak nie zdarzył mi się poważniejszy wypadek. Największy stres przeżywają osoby, które przypatrują się temu z boku. Moja trenerka przed igrzyskami miała dość po kilku minutach, bo tak bała się, że coś może mi się stać. Ja jednak lubię tę adrenalinę, ale nie boję się tego.