- Ja się tutaj zagłodzę na śmierć! Ile można jeść owoce i popijać je wodą? Gdzie jest mój pieczony kurczak! - wrzasnął Ray, zanim na spokojnie mogliśmy porozmawiać o jego przygotowaniach do walki z Andrzejem Gołotą, problemach z wagą i tym, jak przed laty udawał w Polsce koszykarza Dominique'a Wilkinsa. Dawno nie widziałem ciebie takiego zdenerwowanego... - Bo mnie już cholera bierze! Nie cierpię ich jedzenia, a w restauracji hotelowej nie ma dosłownie nic, co mógłbym zjeść i nie bać się o skutki. Zresztą nigdy nie lubiłem chińskiego. Nawet zapach mnie denerwuje. Trzy ulice dalej masz sieciowe Kentucky Fried Chicken. Tak jak w domu, w Cleveland. - To też nie jest dobre, sprawdzałem. Poprosiłem kucharzy z hotelu, żeby normalnie kupili kurę i ją usmażyli na patelni. To było dwie godziny temu i ciągle nic. Zaczynam się niepokoić, bo od czasu, jak przylecieliśmy do Chin, straciłem prawie trzy kilogramy, ale jak mogę nie tracić, jak żyję wodą i owocami? Jak tak dalej pójdzie, to będę mógł walczyć w półciężkiej, co wcale nie jest takie śmieszne, bo widzę każdego dnia, że Gołota nie ma problemów z jedzeniem i wagą. No właśnie - jak problemy z utrzymaniem potrzebnej wagi wpłyną na przebieg piątkowej walki? - Nie wiem, nie mogę przewidzieć. Tak czy tak, chciałem być na ringu szybszy i zwinniejszy niż Polak. Ja wiem, że on woli walczyć z wysokimi rywalami, tylko że nie jestem typowym wielkoludem, który ledwo się rusza. Każdy kto mnie widział na ringu o tym doskonale wie - czymś muszę się utrzymywać w elicie, pomimo że nie mam nokautującego ciosu. Chcę wyprzedzać jego uderzenia, a przede wszystkim bić zmiennymi kombinacjami. Podpatrzyłem na taśmach, że Gołota nie wyłapuje drugich, trzecich ciosów tak jak kiedyś. Może jak będę parę kilko lżejszy, to mi pomoże? Nie wiem, jeszcze do 7 listopada jest parę dni, spróbuję się podtuczyć. Na razie jestem przez przymusową dietę słaby i szybki. Chcę być tylko szybki. Ile będziesz ważył 7 listopada? - Tak samo możesz zgadywać jak ja. Nie mam pojęcia. Co powiesz na wybór rękawic? Będziecie walczyli prawie nigdy nie używanymi przez zawodników wagi ciężkiej rękawicami 10-uncjowymi. Każdy cios zadany taką rękawicą ma swoją wagę. Przewaga dla Gołoty? - Zależy, jak na to patrzysz. Można równie dobrze powiedzieć, że to dobrze dla mnie, bo ja zadaję więcej ciosów i Gołota będzie czuł każdy. Ale twarde są te rękawice, to prawda. Bardzo twarde i małe, ledwo zmieściłem tam dłoń. Może być tak, że kto pierwszy mocno trafi, to wygra. Robi ci różnicę czy walczysz w Stanach, czy poza granicami kraju? - Zależy, gdzie walczę. Nie chodzi mi o kibiców, bo oni nie wychodzą na ring. Bardziej chodzi o to, jak mogę się przystosować do warunków. Powiem szczerze, że wolałbym z Gołotą walczyć w Polsce niż w Chinach... Chyba żartujesz? - Nie, poważnie! Byłem tam w 1999 czy 2000 roku z ekipą USA. Rewelacyjne jedzenie, gdziekolwiek się nie pójdzie. Nie trzeba szukać - wychodziłem z hotelu, wchodziłem do pierwszej lepszej restauracji i miałem znakomite jedzenie. Moje ulubione - smażona kiełbasa i takie wasze dziwne danie, kapusta, coś tam wmieszane... Bigos? - Chyba tak, ale nie wiem na pewno - w każdym razie rewelacja. Najlepsze było to, że nikt mnie nie znał, wszyscy myśleli, że jestem słynnym koszykarzem Dominique'em Wilkinsem. To był ubaw, jak jakiś dziennikarz chciał ze mną robić wywiad o koszykówce. Ale opowiadając jeszcze raz na twoje pytanie - jak mogę się normalnie przygotowywać, nie ma znaczenia gdzie walczę. Tutaj nie mam takich możliwości. Czy wiesz o tym, że zwycięstwo nad tobą ma dać Gołocie szansę walki o tytuł mistrza świata z Wałujewem? - Pierwsze słyszę. Miałem ofertę grudniowej walki z Rosjaninem, ale Don King się nie zgodził. Rozmawiał w Czengdu: Przemek Garczarczyk, ASInfo