Wiele szczegółów, w rozmowie z Interią, przekazał major Jacek Michałowski, rzecznik prasowy Karpackiego Oddziału Straży Granicznej. Czyli przedstawiciel tej formacji, która wczoraj wieczorem wykonywała czynności z dwójką obywateli Ukrainy. Jednym z nich był Ołeksandr Usyk, finalnie jako jedyny skuty w kajdanki. "Zakłócające spokój zachowanie". Mamy stanowisko linii Ryanair - Wyglądało to w ten sposób, że obaj mężczyźni zostali przez przewoźnika wycofani z lotu do Salonik. W tym momencie, jak zostali wycofani, utracili status pasażera. Jednak nie chcieli opuścić gate'u, na wezwania Służby Ochrony Lotniska też nie reagowali. Wtedy otwierana jest taka procedura, że do pomocy wzywany jest zespół interwencji specjalnych z placówki w Krakowie-Balicach - relacjonował Interii wydarzenia mjr Michałowski. - Nasi funkcjonariusze podeszli do nich i ze względu na to, że troszkę byli pobudzeni tym faktem, że nie odlecieli, wytłumaczyli im, że jeśli nie zastosują się do obowiązujących procedur, użyje się środków przymusu bezpośredniego. Jedna osoba została skuta, ale tylko ze względów prewencyjnych. Po prostu ze względu na wielkość i wspomniane pobudzenie - mówił pan major, a z obszernym stanowiskiem rzecznika prasowego SG można zapoznać się TUTAJ! Punktem wyjścia była cały czas niewiadoma, co takiego wydarzyło się chwilę przed wejściem na pokład, że w ogóle doszło do tej sytuacji, w którą zaangażował się nawet prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. W tym celu zwróciłem się do linii lotniczych Ryanair, wcześniej nieoficjalnie potwierdzając, że to właśnie ten przewoźnik miał wczoraj wykonać usługę dla obu Ukraińców z Krakowa do Grecji. Zapytałem, z jakiego powodu w dniu 17 września Ołeksandr Usyk wraz ze swoim towarzyszem został wycofany z lotu do Salonik. I oto mamy odpowiedź, którą przed chwilą przekazało mi biuro prasowe Ryanair. Ciąg dalszy zdarzeń znamy z relacji rzecznika rzeczonej jednostki, czyli Straży Granicznej. - Nie doszło do rękoczynów, nie było żadnych odpychań, ani kontaktu fizycznego z funkcjonariuszami. Przebieg zdarzenia miał charakter typowo prewencyjny. Zostali wypuszczeni bodajże po godzinie 22. Na placówce był pan konsul Ukrainy i to właśnie pan konsul ich odebrał - relacjonował Interii mjr Michałowski. Artur Gac