Meksykanin również dostanie największą wypłatę w karierze, ale - co ciekawe, zarobi ponad sześć razy mniej niż challenger! Ale nie ma co narzekać... "Niszczyciel" w pierwszy dzień czerwca powstał z desek, potem sam cztery razy przewrócił Anglika i zastopował go w siódmej rundzie. Tym samym odebrał mu pasy IBF/WBA/WBO królewskiej kategorii. Ale był też zobowiązany dać rewanż, bo do pierwszego pojedynku przystępował jako nieobowiązkowy challenger i musiał zaakceptować wszystkie narzucane mu warunki. Po tej walce uwolni się od zobowiązań wobec grupy Matchroom. Ale naprawdę nie ma źle, gdyż za sobotnie starcie dostanie aż 13 milionów dolarów! To jednak kropla w morzu w porównaniu z gażą Joshuy. On - po podliczeniu wszystkich zysków, z różnych źródeł, ma dostać w okolicach 85 milionów dolarów! Od czasów Floyda Mayweathera juniora nikt tak nie zarabiał... Wypłaty dla obu wynoszą 98 milionów "zielonych". To czwarta największa wypłata dla zawodników w historii. Pierwsze trzy miejsca zajmuje oczywiście Mayweather. Co ciekawe gdyby pojedynek odbył się na walijskim stadionie w Cardiff, co było pierwotnym pomysłem, zarobki Joshuy spadłyby z 85 milionów na 55, a Ruiza z 13 na 9 milionów. Stąd też obaj łatwo przystali na nową lokalizację.