Artur Gac, Interia: Rozmowy po porażce są zawsze ciężkie. A dla ciebie to tym trudniejszy moment, że musisz przetrawić pierwszą zawodową porażkę. Mam wrażenie, że w sobotę w ringu widziałem innego pięściarza niż ten, do którego już zdążyłem się przyzwyczaić. Fiodor Czerkaszyn: - Smutny jestem. Jest mi bardzo przykro i nie mam się czym tłumaczyć. Naprawdę czułem się dobrze w trakcie przygotowań, tak samo w szatni przed walką. Miałem ciężki obóz przygotowawczy z mistrzem świata, Ołeksandrem Usykiem... W walce popełniałem amatorskie błędy, które nie przystoją. Z takim przeciwnikiem miałem wygrywać z trenerem czy bez. Marzyłem o wysokim poziomie, którego w tej walce po prostu nie było. W sumie to jeszcze nie wierzę w to, co się stało. Muszę ochłonąć i na spokojnie zobaczyć to, co się wydarzyło. Jest mi przykro, że zawiodłem tych ludzi, którzy naprawdę mnie wspierają i kibicują. Spotykam też młodzież, którą być może inspiruję przyjazdem z Ukrainy do Polski, swoimi walkami, a tu kompletnie nie wyszło. Widzę wyraźnie, że twoje oczy mówią w tej chwili jeszcze więcej niż słowa. - (głębszy oddech) Ciężko mi w tej chwili o tym mówić. U pięściarzy chyba zawsze taki moment przychodzi, ale nie myślałem, że tak wcześnie... (głos Fiodorowi wyraźnie się łamie - przyp. AG). Bo kiedy oddajesz serce i poświęcasz swoje życie temu sportowi, a on nagle tak ciebie uderza... Sensacyjna porażka naszego pięściarza. "Diablo" Włodarczyk reaguje Były dwukrotny mistrz świata Krzysztof Włodarczyk, z którym rozmawiałem tuż po twojej porażce, nie ma wątpliwości, że poradzisz sobie z tym niełatwym doświadczeniem. "Przyjechał do nas, nauczył się polskiego, potem pojechał sam do Ameryki i wiele decyzji podejmował sam. Dlatego myślę, że dzisiejsza lekcja, takiego chłopaka jak on, z taką osobowością, jeszcze bardziej zmotywuje. Podniesie się, będzie silniejszy i wróci z jeszcze lepszą wersją Fiodora" - to słowa samego "Diablo". - Jest mi bardzo miło usłyszeć takie słowa z ust Krzysztofa. Naprawdę mocno mi kibicował, krzyczał z okolic ringu, dokładnie słyszałem jego podpowiedzi pod koniec walki. I były bardzo trafne, gdy mówił mi, bym schodził w prawo i to naprawdę działało, ale niestety było już za późno. Tak jak powiedział Krzysztof, trzeba podnieść się i wracać silniejszym. Mówisz, że byłeś świetnie przygotowany, w szatni też czułeś się dobrze. Czy w takim razie sposób boksowania rywala wybił cię z tego, co miałeś przygotowane? - Najgorsze, że właśnie ciężko powiedzieć, co koniec końców spowodowało taką moją dyspozycję w ringu. Mi po prostu jest wstyd, że popełniałem takie amatorskie błędy. Podchodzę do sprawy odpowiedzialnie, wszystko staram się robić uczciwie, z otwartym sercem. A gdy to nie wychodzi... Wiadomo, rywal okazał się mocny, miał rekord 12-0, ale był jeszcze niesprawdzony. Jednak to nie jest mistrz świata, dlatego tak mnie to boli, bo mierzyłem wysoko. I nadal mierzę. Wierzę, że było to tylko potknięcie. Podejrzewam, że z twojego punktu widzenia dalece niekomfortowa była sytuacja z trenerem Chico Rivasem, który przyleciał do ciebie w ostatniej chwili. W piątek? - Dzisiaj (w sobotę - przyp.). To jeszcze lepiej. - Tutaj nie ma się co tłumaczyć. Tak jak już powiedziałem, z takim przeciwnikiem miałem wygrywać z takim przygotowaniem, jakie miałem na obozie Usyka. Natomiast dzisiaj trener Chico powiedział mi, że wyglądałem na zmęczonego. Mówił, że w Ameryce robiłem połowę mniej i byłem w dużo lepszej dyspozycji. Dodał, że to nie ten Fiodor, którego widział jeszcze w kwietniu. Sensacja we Wrocławiu. Pierwszy raz na deskach i pierwsza porażka Fiodora Czerkaszyna Czy Rivas dał do zrozumienia, że te treningi, które odbywałeś na obozie Usyka, były zbyt ciężkie? - Mnie się wydaje, że po prostu tak wyszło. Popełniłem amatorskie, bardziej techniczne błędy. Wiedziałem, że ten rywal uderza z prawej ręki, jest takim małym czołgiem i to zobaczyliśmy w walce. Trafił raz, zamroczyło mnie, ale taki jest boks w małych rękawicach, niestety... Byłeś umówiony z Rivasem, że pojawi się przy tobie z większym wyprzedzeniem? - Miał być w piątek na ważenie, ale nie udało mu się dolecieć. Powiem, że trener Ołeksandra Usyka, z którym się przygotowywałem, był oczywiście sfokusowany na mistrzu świata. Dużo nam pomagał i podpowiadał, ale sam był zdziwiony mówiąc: "to ty masz takiego rywala i jesteś bez trenera". Niemniej dla mnie to był wielki zaszczyt móc trenować z mistrzem świata, nawet sobie nie wyobrażacie, czego dotknąłem. Byłem pewny, że to zbuduje mnie mentalnie, dzięki czemu tym bardziej wykonam w ringu swoją robotę. I też dlatego jest mi tak przykro. Rozmawiał Artur Gac, Wrocław