Różański, zgodnie z przewidywaniami, rozpoczął walkę z wielkim animuszem, nacierając zdecydowanie na bardzo zachowawczego Ugonoha. W pierwszych dwóch rundach pięściarz z Gdańska, dzięki niezłej pracy nóg, unikał jeszcze zagrożenia. Zaskakujący był jednak brak jego ciosów kontrujących. W trzeciej rundzie Izu był już w wyraźnych opałach, choć większość zamachowych ciosów rywala przyjmował głównie na gardę. W pewnym momencie przyklęknął jednak, choć nie było widać ciosu, który by go do tego zmusił. Dlatego sędzia Gortat początkowo uznał, że nie było nokdaunu, jednak Ugonoh nie wstawał, więc rozpoczęło się liczenie. Ugonoh pozbierał się na "osiem" i choć wydawało się, że w tym momencie koniec jest bliski, udało mu się nawet wstrząsnąć Różańskim. To było jednak odsunięcie fatalnego końca. Pod koniec rundy Ugonoh ponownie znalazł się na deskach, tym razem po ciosie, którego sędzia Gortat nie zauważył i nie podjął liczenia. Koniec nastąpił w kolejnym starciu. Można dyskutować, czy uznanie faulu Różanskiego cokolwiek zmieniłoby w obrazie tej walki, skoro Ugonoh został wyraźnie zdominowany przez rywala i stało się z nim chyba to samo co z Joshuą w walce z Ruizem. Ale skoro słusznie bulwersuje nas faul Breidisa na Głowackim, powinniśmy być konsekwentni. Ugonoh powinien dostać czas pięć minut, a Różańskiemu sędzia powinien odjąć punkt. Oburzające są również komentarze ekspertów w telewizji i mediach społecznościowych, którzy tę sprawę zlekceważyli, usprawiedliwiając sprawcę przewinienia. Różański był tego dnia wyraźnie lepszy i zapewne po wznowieniu wygrałby walkę i tak, ale to nie zmienia faktu, że znokautował swego rywala nieprzepisowo. Bez odpowiedzi pozostaje także pytanie, co było przyczyną tak słabej dyspozycji Ugonoha, który w tej walce był cieniem samego siebie? Być może ujawniły się negatywne skutki długich okresów przerwy od boksu, jakich doświadczał w ostatnich latach swojej kariery. Kariery, której przyszłość stanęła teraz pod ogromnym znakiem zapytania. Natomiast jego pogromca przebojem, choć kontrowersyjnie, wdarł się na szczyt polskiego rankingu wagi ciężkiej. Tomasz Ratajczak