Zmiana na stanowisku pierwszego trenera głównej kadry polskich pięściarzy dokonała się niemal po dwóch latach. To właśnie w styczniu 2022 roku Wojciech Bartnik stanął na czele reprezentacji, podkreślając, że oto spełnia się jego marzenie. Marzenie, do którego dojrzewał, bo jednocześnie mówił, że długo wzbraniał się przed tą funkcją i odpowiedzialnością. Niemniej swoją misję wiązał z faktem, że - od wtedy - do igrzysk w Paryżu pozostawało dwa i pół roku, a on zapragnął, aby jako ten ostatni medalista w boksie (brąz w wadze półciężkiej) samemu zaprowadzić na podium najważniejszej imprezy czterolecia swojego następcę. Grzegorz Proksa w miejsce Wojciecha Bartnika. Do igrzysk w Paryżu coraz mniej czasu Życie napisało jednak inny scenariusz. - Dziś ostatni dzień roku 2023, jednocześnie ostatni dzień pełnienia przeze mnie funkcji trenera Kadry Narodowej Mężczyzn. Chciałbym podziękować wszystkim osobom, z którymi współpracowałem w tym czasie: trenerom, pracownikom PZB, ale przede wszystkim zawodnikom. W nadchodzącym Nowym Roku 2024 życzę Wam wielu sukcesów, kwalifikacji olimpijskich i oczywiście medali na igrzyskach w Paryżu" - pożegnał się Bartnik, zamieszczając okolicznościowy wpis na Instagramie. Następcą, co ustalił dziennikarz sport.tvp.pl, został Grzegorz Proksa. Mimo, że Polski Związek Bokserski w tej sprawie jeszcze nie wydał komunikatu, to nowy trener kadry już wysłał powołania dla pięściarzy (Jakub Słomiński, Jarosław Iwanow, Damian Durkacz, Filip Wąchała i Rafał Perczyński jako rezerwowy. Jednak nie mogło być inaczej, wszak zgrupowanie w Zakopanem rozpoczyna się już dzisiaj i potrwa do 15 stycznia. Nowe zadanie będzie znacznie trudniejsze, bo na razie żaden polski pięściarz nie ma "biletu" do Paryża. Przed "Biało-Czerwonymi" jeszcze dwie szanse na ścieżce kwalifikacji. Pierwszą był turniej przy okazji igrzysk europejskich, ale nie przyniósł sukcesu. Jako pięściarz Proksa największy sukces odniósł w 2011 roku, gdy będąc w szczycie formy, po kapitalnej walce pokonał byłego mistrza świata Sebastiana Silvestra. Zmuszając Niemca do poddania w trzeciej rundzie Polak zdobył pas mistrza Europy w wadze średniej. Niespełna rok później stanął w szranki z będącym wtedy w swoim najlepszym okresie "Niszczycielem z Karagandy", czyli Gennadijem Gołowkinem, przegrywając przez techniczny nokaut. Karierę zakończył w 2014 roku po zaskakującej porażce z Maciejem Sulęckim na gali Polsat Boxing Night w Tauron Arenie w Krakowie.