Wasilewski nie mówi o tym otwarcie, ale można przypuszczać, że coraz częstsze wojenki z zawodnikami na forum publicznym, ochłodzenie relacji ze "świeżym" w branży promotorskiej Mateuszem Borkiem, gorsze stosunki z telewizją Polsat, czy wreszcie brak "konia pociągowego" po tym, jak do drugiej ligi spadł Artur Szpilka, wymusiły radykalną zmianę prowadzenia grupy z siedzibą w Warszawie. "To nie będzie ewolucja, a rewolucja. Zmiany w grupie muszą nastąpić" - stwierdził bez ogródek Wasilewski w rozmowie z należącym do siebie portalem ringpolska.pl. "Musimy teraz mniej myśleć emocjami, a więcej rachunkiem biznesowym" - dodał współwłaściciel grupy. Co to oznacza w praktyce? Przede wszystkim część zawodników będzie musiało znaleźć dla siebie nową przystań. "Rynek bokserski i telewizyjny bardzo się zmienia i mimo że próbowałem ten trend powstrzymać, to z rynkiem walczyć się nie da. Musimy przemodelować naszą współpracę, pewnie niektórym zawodnikom będzie bardzo przykro, ale nic na to nie poradzimy. Ja mam osobistą sympatię do zawodników, szanuję ich ciężką pracę, ale na końcu trzeba jednak płacić wszystkie rachunki" - uzasadnił Wasilewski. Rozstanie dotknie przede wszystkim zawodników, którzy w opinii Wasilewskiego krzyczą najgłośniej. "Jeśli są tacy głośni, to myślę, że trzeba im dać szansę sprawdzenia, czy u przysłowiowego sąsiada trawa lepiej rośnie. Takich zawodników będziemy puszczać, bo taka sytuacja nie ma większego sensu" - odparł promotor. Z wywiadu dowiadujemy się, że Wasilewski nie ma już wielkich nadziei związanych z Krzysztofem "Diablo" Włodarczykiem, ma żal do Macieja Sulęckiego o zatajenie kontuzji, dopiero spotka się z Arturem Szpilką, a walka Krzysztofa Głowackiego w Rydze jeszcze nie została potwierdzona. AG