Rahman i Lewis mierzyli się dwukrotnie. W kwietniu 2001 roku skazywany na pożarcie "Skała" znokautował najcięższego w karierze i niedotrenowanego Anglika prawym krzyżowym w piątej rundzie. W rewanżu siedem miesięcy później Lewis odzyskał koronę. Przez trzy rundy kontrolował przeciwnika lewym prostym, by w czwartej ciężko go znokautować prawym sierpowym. Brytyjczyk, mistrz olimpijski z Seulu, zunifikował wszystkie trzy tytuły w czasach, gdy czwarty pas - federacji WBO, traktowano jeszcze trochę mniej poważnie niż obecnie. W swoim bokserskim CV ma wygrane nad takimi rywalami jak Mike Weaver (KO 6), Tyrell Biggs (TKO 3), Donovan "Razor" Ruddock (TKO 2), Tony Tucker (PKT 12), Frank Bruno (TKO 7), Tommy Morrison (TKO 6), Ray Mercer (PKT 10), Oliver McCall (TKO 5), Andrzej Gołota (KO 1), Shannon Briggs (TKO 5), David Tua (PKT 12), ale przede wszystkim odprawił wielką trójkę swojej ery - Evandera Holyfielda (PKT 12), Mike'a Tysona (KO 8) i Witalija Kliczkę (TKO 6) na zakończenie kariery w czerwcu 2003 roku. - Lewis był najwybitniejszym mistrzem. Nie widzę nikogo, kto mógłby mu poważniej zagrozić. Tacy zawodnicy jak Muhammad Ali, Jack Dempsey czy Rocky Marciano byli na niego zbyt mali. Trudno byłoby mi wskazać kogoś innego niż on na samym szczycie. Dla mnie to był największy mistrz wagi ciężkiej w historii. Ali był przecież zbyt mały i słaby fizycznie na młodszą, czyli mniejszą wersję George'a Foremana. Co prawda wygrał, ale był za mały. Jak więc miałby sobie poradzić z kimś takim jak Lennox? Lewis był wielki, ale przy tym świetnie się poruszał i znakomicie potrafił wykorzystywać swoje warunki fizyczne - tłumaczy swój prywatny ranking Rahman.