Kilka dni temu Jackiewicz przegrał przez nokaut w 11. rundzie pojedynek w Rzymie z Włochem Leonardem Bundu o zawodowe ME w kategorii półśredniej. Ten pas w przeszłości należał już do polskiego pięściarza. Co więcej, miał on szansę zdobycia tytułu mistrza świata federacji IBF, ale uległ przed niespełna trzema laty Słoweńcowi Dejanowi Zaveckovi. "Taki łobuziak jak ja znów nie potrafił wyzwolić agresji w ringu. Mam wreszcie poukładane życie prywatne - żonę, dzieci, dom, pracę i - jak widać - stałem się spokojniejszym człowiekiem. A kiedyś naprawdę byłem zwariowany. Moje problemy biorą się w dużej mierze z ciągłego zbijania wagi do 66-67 kg. Najgorzej jest w ostatnim tygodniu przed walką, kiedy praktycznie nie jem, i w ostatnich trzech dniach przed ceremonią ważenia, kiedy niemal w ogóle nie piję wody. Dopiero na kilkanaście godzin przed pierwszym gongiem zaczyna się moja prawdziwa koncentracja i myślenie o potyczce. Na tym wysokim poziomie sportowym, jaki osiągnąłem ciężką pracą, nie da się tak funkcjonować" - powiedział Polskiej Agencji Prasowej 36-letni Jackiewicz. Bokser z Mińska Mazowieckiego zaczynał karierę od kickboxingu, od kat. 63 kg. Jako pięściarz nie rywalizował na ringach amatorskich, a jego profesjonalny debiut miał miejsce dopiero 17 lutego 2001 roku, w dniu 24. urodzin. "Minęło właśnie 20 lat od pierwszego pojedynku w kickboxingu. To mnóstwo czasu, a ja wciąż "kręcę się" koło tej samej wagi. Z tym, że coraz trudniej osiągnąć mi limit. Warunki fizyczne nie pozwalają mi występować w wyższych kategoriach, przecież nawet Bundu przewyższał mnie pod tym względem. Odczuwałem jego ciosy, dynamikę, szybkość. W wadze junior średniej miałbym jeszcze trudniej" - ocenił. Jackiewicz przyznał, że rozważał różne scenariusze, ale nie zamierza kończyć sportowej przygody. Choć z drugiej strony nie spodziewa się, że otrzyma kolejną szansę rywalizowania o znaczący tytuł. "Jestem zły, bo występ przeciwko Bundu to dla mnie upokorzenie. Nie potrafiłem przebić się przez jego szczelną gardę. I znów pojawia się temat przewagi fizycznej rywali ze światowej czołówki. Niby technicznie nie odstaję, od wielu jestem lepszy, ale przy ich sile jakoś gasnę. Ale na pewno w ten sposób nie skończę kariery, to nie w moim stylu. Poza tym wciąż uważam, że mam coś do zaoferowania w boksie" - dodał. W gronie profesjonalistów stoczył 55 pojedynków, z których 42 wygrał, 11 przegrał, a dwa zremisował. Przez kilka lat jednocześnie trenował boks i grał w amatorskich drużynach... piłkarskich. Był nawet królem strzelców siedleckiej ligi okręgowej. "Zaczynając przygodę ze sportami walki nawet przez myśl mi nie przeszło, że będę bił się o zawodowe mistrzostwo Europy, a potem świata. Dla mnie, zwykłego chłopaka, dla którego całe życie jest ciągłą walką, to niesamowite, co udało mi się osiągnąć. Niedawno moja żona Marta powiedziała: Musisz przygotować się na drugi etap w życiu. Poradzę sobie, wciągnęło mnie trenowanie innych, ale chcę jeszcze, aby kibice zobaczyli dobry boks w wykonaniu Jackiewicza" - zakończył.