Przykrą informację o śmierci 75-letniego Janusza Gortata we wtorek przekazał na portalu X Andrzej Kostyra, a później w mediach społecznościowych nad śmiercią ojca zapłakało dwóch jego synów - do niedawna sportowców. "Dzisiaj odszedł mój Tata po ciężkiej i długiej chorobie. Teraz będzie boksował po drugiej...lepszej stronie" - napisał Robert Gortat, były pięściarz, a obecnie ceniony sędzia bokserski. A kilka wpisów, z zamieszczonymi emotikonami wyrażającymi smutek i rozpacz, zamieścił grający przez wiele sezonów w NBA Marcin Gortat. "Janek był superprzyjacielem". Kazimierz Szczerba o wyjątkowości Janusza Gortata Pięknie wielkiego mistrza polskiego boksu w rozmowie z Interią wspomina Krzysztof Kosedowski, który miał przywilej przez dwa sezony boksować ze starszym kolegą w Legii Warszawa, a w kolejnych latach zacieśniał z nim więzi. Wielki smutek ogarnął także Kazimierza Szczerbę, młodszego o sześć lat kolegę z Legii, także wspaniale utytułowanego. Pan Kazik od nas pierwszych dowiedział się o tej przygnębiającej wiadomości. - Cholera, ojej... - zasmucił się pan Szczerba. - Niby wszyscy się spodziewali, bo miał poważne kłopoty zdrowotne, ale to zawsze bardzo przykre. Pan Kazimierz nie potrafi sobie dokładnie przypomnieć, kiedy po raz ostatni miał sposobność spotkać się ze swoim serdecznym kompanem. - Na pewno było to przy okazji spotkań olimpijczyków, na których ostatnio już nie bywał ze względu na stan zdrowia. Boguś Gajda zawsze brał dla niego souveniry i mu je dostarczał, ponieważ zawsze coś nam wręczali - opowiada wychowanek Hutnika Kraków. - Przypominam sobie moment, gdy doszło do tego, że już nie mógł prowadzić samochodu. A dla niego bez samochodu było jak bez ręki. Aż wzięło mnie na nostalgię, jak razem odbieraliśmy nasze pierwsze "maluchy". Czterokrotny mistrz Polski w wadze lekkopółśredniej i półśredniej oraz sześciokrotny drużynowy mistrz kraju w zespole Legii boksem parał się przez kilkanaście lat, w tym razie poznał niezliczoną liczbę pięściarzy, ale to właśnie o Gortacie ma szczególne zdanie. - Z grona wszystkich bokserów, których znałem i wśród których się wychowałem, Janusz był najbardziej uczynny i pomocny. Właściwie byliśmy jak rodzina, bo nie tylko spotykaliśmy się na treningach i zawodach. Organizowaliśmy sobie także imprezy, takie jak imieniny czy urodziny, spotykając się razem rodzinami w domach, a także wypady na miasto. Janek był superprzyjacielem - wzrusza się Szczerba, by chwilę potem dodać: - A nawet był za dobry, za przyjacielski, bo później koledzy go wykorzystywali. "Lał wszystkich, wygrywał nawet z ciężkimi". Wybitny arsenał Janusza Gortata Nasz rozmówca zaznacza, że boks nie był jedynym sportem, który przykuwał uwagę pana Janusza. Szczególnie upodobał sobie piłkę nożną, prawdziwie się nią pasjonując. - Kibicował przede wszystkim Legii. Umawialiśmy się na Łazienkowskiej, gdy Legia grała domowe mecze i wspólnie oglądaliśmy z wysokości trybun - nadmienia. Przyjęło się mówić, że Janusz Gortat był jednym z najwybitniejszych polskich pięściarzy w kategorii półciężkiej. I Kazimierz Szczerba całym sobą pieczętują tą opinię. - To absolutnie nie jest przesadzone. Janek był mistrzem. Pamiętam, jak jeszcze chodził w wadze średniej. Na sparingach i treningach lał wszystkich, a później pamiętam, że nawet wygrywał z Lucjanem Trelą i innymi ciężkimi. Czyli typowy kontrbokser, walczący z defensywy? - dopytuję. Na co słyszę odpowiedź: - Zdecydowanie. Skuteczna przednia ręka, lekko odchylony do tyłu i boks z kontry. Prawy prosty miał naprawdę bardzo dobry. Tak wspaniale wyszkolony dwukrotnie stawał na najniższym stopniu podium igrzysk olimpijskich, najpierw w Monachium w 1972 roku, a następnie w Montrealu w 1976 roku. Najpierw na jego drodze stanął boksujący dla Jugosławii Chorwat Mate Parlov, jeden z najtrudniejszych rywali Polaka (pokonał go także w finale mistrzostw Europy w Belgradzie, gdzie Gortat zdobył srebro), a następnie genialny Amerykanin, Leon Spinks. I właśnie w Montrealu dwóch wielkich rodaków dzieliło bliźniaczy sukces, bo Szczerba także wywalczył brąz, tyle że w kategorii lekkopółśredniej. - Montreal... piękna sprawa. To były jeszcze czasy komuny, Polonia robiła składkę, więc zawsze jeszcze człowiek przywiózł parę dolarów do Polski. A jak już zdobywało się medal, to było się bohaterem - uśmiechnął się pan Kazimierz, lecz w jednej chwili głos mu zmarkotniał. - Tylko smutno, że czas leci, ludzie odchodzą i ciągle z kimś trzeba się pożegnać, jak wcześniej z Wiesiem Rudkowskim, innym ze świetnych ludzi... - zawiesił głos 69-letni Szczerba. Artur Gac