W kwietniu zeszłego roku oficjalnie ogłoszono wykrycie w organizmie Millera endurobolu, a potem poinformowano, że Amerykanin brał również HGH (hormon wzrostu) i EPO. Oczywiście nie dopuszczono go do czerwcowej walki z Anthonym Joshuą w Nowym Jorku. Po raz ostatni zaboksował w połowie listopada 2018, nokautując w czwartej rundzie Bogdana Dinu. Tamta wpadka dopingowa kosztowała "Big Baby" fortunę. Za sam występ przeciwko Joshui (mistrz IBF/WBA/WBO) pogromca Adamka (KO 2) i Wacha (TKO 9) miał dostać gwarantowaną sumę 4,874 miliona dolarów, ale to nie wszystko. Czekały na niego również zyski ze sprzedaży PPV w Wielkiej Brytanii. Pierwsze szacunki mówiły o tym, że na jego kontro wpłynie przynajmniej 6 milionów dolarów. To dopiero początek. Nawet jeśli przegrałby z Joshuą, za dwie kolejne walki na antenie platformy DAZN miał zagwarantowane minimum 3 miliony dolarów. Wszystko przeszło obok nosa, lecz mocarz z Brooklynu podpisał na początku roku kontrakt promotorski ze stajnią Top Rank i za trzy tygodnie powróci do akcji. Co o tym wszystkim myśli Hearn, który promował niedoszłą walkę Millera z Joshuą? - To dla mnie trochę trudna sytuacja, bo polubiłem tego chłopaka prywatnie. Mieliśmy naprawdę fajne relacje. Ale przecież został złapany na trzech niedozwolonych środkach wspomagających, a już rok później dostał licencję. Życzę temu chłopakowi wszystkiego co najlepsze, bo każdy popełnia błędy, tu nie chodzi o to. Fajnie jednak byłoby stanąć przed ludźmi i przyznać "Spieprzyłem to, przepraszam". Niestety on nigdy tego nie zrobił. Dałem mu życiową szansę, a on nigdy nie powiedział potem słowa "przepraszam". Wtedy bym to przyjął zupełnie inaczej, bo naprawdę każdy popełnia w życiu błędy. Trzeba jednak umieć się z nich rozliczyć. Nie zapominajmy, że ten facet wpadł na trzech różnych badaniach. To było czyste oszustwo, za które Jarrell nigdy nie przeprosił - mówi Hearn, szef stajni Matchroom.