Do rewanżu "Brązowego Bombardiera" z Tysonem Furym (30-0-1, 21 KO) po lutowym laniu miało dojść już 18 lipca. Pandemia koronawirusa sprawiła, że pojedynek przeniesiono na 3 października, choć i ta data może ulec przecież zmianie. Ale Wilder nie narzeka. Poddał się operacji bicepsa, ma więcej czasu na rehabilitację i doprowadzenie organizmu do porządku po ciężkim laniu od Anglika. - Nie wiem szczerze mówiąc, czy ta lipcowa data była realnym terminem do wypełnienia. Wydawało się, że to nieco za wcześnie dla Wildera. Dopiero co został znokautowany i od razu miałby wracać na obóz przygotowawczy? Musiałby szybciutko pozbierać się fizycznie i mentalnie, a przecież nigdy wcześniej nie zaznał porażki i przez pięć lat był mistrzem świata. Ciężko się szybko pozbierać po takim czymś. Przełożenie terminu na późniejszy na pewno więc przysłuży się Wilderowi. To wojownik, prawdziwa bestia, która teraz ma jeszcze większą motywację. Przegrał i wie o tym, ma jednak wszystko, żeby wrócić, wygrać i odzyskać tytuł. Jeśli znów przegra w ten sposób, jego duża kariera prawdopodobnie się skończy, ale on przecież trzecim pojedynkiem nic nie może stracić, może za to znów wszystko zyskać - przekonuje Sulaiman.