Jeszcze kilka lat temu Krzysztof Głowacki dostarczał nam wielkich emocji, dwukrotnie rozsiadając się na tronie federacji WBO w kategorii junior ciężkiej. Charakter wielkiego wojownika nie przeminął, dlatego pięściarz z Wałcza, któremu kibice najbardziej pamiętają spektakularną wiktorię nad Marco Huckiem, zdecydował się na pojedynek, w którym fachowcy nie dawali mu większych szans. Podopieczny trenera Andrzeja Liczika jednak stanął do boju z faworytem Richardem Riakporhem w Manchesterze, ponieważ wyszedł z założenia, że to dosłownie ostatni moment, aby dać sobie nadzieję na coś większego w boksie zawodowym. Krzysztof Głowacki ustrzelony "bombą" przez Richarda Riakporhe'a Niestety nasz zawodnik boleśnie się przekonał, że w starciach z najgroźniejszymi rywalami nie ma już czego szukać. Każda taka konfrontacja mogłaby nieść za sobą coraz większe ryzyko utraty zdrowia, zwłaszcza że styl boksowania "Główki" jest skrojony pod odważne wymiany. Głowacki wzbudzał respekt swoimi wcześniejszymi dokonaniami u Riakophe'a, stąd było widać, że w kilku momentach londyńczyk nie podął nadmiernego ryzyka. Nawet, gdy pojedynczym ciosem wstrząsnął Polaka, wolał wstrzymać się z ofensywą, bo Głowacki właśnie w takich chwilach desperackiego wychodzenia z kryzysu szukał swojej szansy. Niestety koniec przyszedł już w czwartej rundzie. 33-letni Riakporhe znów przycelował prawym hakiem, a po chwili dołożył prawy sierpowy, po którym poczuł, że to jest ten moment. Mając Głowackiego przy linach zadał serię bardzo mocnych uderzeń, a każdy kolejny groził ciężkim nokautem. Sędzia ringowy, który ma za zadanie przede wszystkim chronić zdrowie pięściarzy, a nie kalkulowanie szans, podjął jak najbardziej słuszną decyzję. Zdjęcia z tego pojedynku pokazują jak na dłoni, ile ważą ciosy w tej kategorii wagowej i co dzieje się z głową oraz twarzą zawodnika, który przyjmuje mocne uderzenie. Warto to mieć na uwadze, gdy czasami można odnieść wrażenie, że pięściarz za szybko stracił animusz lub sędzia wszedł do akcji...