Artur Gac, Interia: Udało mi się wstrzelić, gdy masz wolną linię. Julia Szeremeta: - A ja właśnie idę na paznokcie. Troszkę ucierpiały w Brazylii? - Nie, bardzo dobrze się mają. Niepęknięte, z dłoniami wszystko elegancko. Ale teraz będą jeszcze ładniejsze (uśmiech). Jesteś bardzo zmęczona długą podróżą i samym turniejem w Ameryce Południowej? - Na pewno najbardziej jestem zmęczona podróżą i zmianą czasu. Ciężko mi było dzisiaj wstać, bo jednak 24 godziny w drodze robią swoją plus wcześniej walka finałowa. Nie będę ukrywać, jestem trochę zmęczona, wyszły delikatne zakwasy. Ale co? Dzisiaj regeneracja i wszystko powinno być dobrze. Trochę wolnego czasu teraz dostaniecie, na paznokcie i inne przyjemności? - Obóz zaczynamy już 13 kwietnia. Nie potrwa on długo, bo do 19 kwietnia. Przez pięć dni będzie to zgrupowanie typowo sparingowe. Później dostaniemy czas, by rozjechać się do domów na święta, po czym 29 kwietnia zaczynamy kolejne zgrupowanie w Cetniewie. Stamtąd 7 maja pojedziemy do Warszawy, czyli trzy dni przed startem turnieju im. Feliksa Stamma. Czy w twoim przypadku dzisiaj każdy medal, który kolorystycznie jest wyrównaniem tego z igrzysk w Paryżu, wiąże się z niedosytem lub rozczarowaniem? - Na pewno jest niedosyt, bo chciałoby się cieszyć ze złota. Jednak nie zawsze da się wygrywać, trzeba być też przygotowanym na porażki. Cały rok nie da się boksować na jednym i tym samym poziomie, forma nie zawsze będzie stuprocentowa, więc o tym na pewno muszę pamiętać. A druga sprawa, że teraz mamy takie "laboratorium" z trenerem. To znaczy testujemy, próbujemy trochę nowe metody treningowe, co warto byłoby zmienić, oczywiście wszystko już pod igrzyska w Los Angeles. Dlatego może nie zawsze dyspozycja będzie w 100 procentach, na danym turnieju, ale zawsze jakiś poziom zagwarantuję. Mówiąc najkrócej, jak to tylko można: taka pięściarka, jak 28-letnia Brazylijka Jucielen Romeu, to ten stylowy typ rywalki, której pokonanie w każdym miejscu i czasie będzie dla ciebie wyzwaniem? A może przede wszystkim w finale nie oglądaliśmy Julii Szeremety w swojej topowej dyspozycji? - Na pewno jest to trudna rywalka, a na ten moment była szybsza ode mnie. Przyszłe boje z nią na pewno będą bardzo równe i ciasne, ponieważ jest też niewygodną przeciwniczką. A poza tym wydaje mi się, że nie byłam w tym pojedynku sobą w stu procentach. Otóż podczas turnieju w Debreczynie nie czułam się świetnie, byłam spięta w walce. Przeanalizowaliśmy z trenerem i uznaliśmy, że przez to, że podnieśliśmy moje ręce trochę wyżej, niepotrzebnie się spinałam. Teraz, już w Brazylii, starałam się na nowo rozluźnić i wrócić do mojego bazowego stylu, w którym czuję się najlepiej i jestem najszybsza. Polski "Wściekły Byk" w specjalnej jednostce w Ameryce. Zarabia krocie. Słynny przestępca na muszce Czyli chcieliście bardziej zabezpieczyć głowę, ale w efekcie straciłaś najlepsze "czucie" walki? - Tak jest. Ale już wracamy do starego, sprawdzonego (uśmiech). Jakąś łzę uroniłaś po przegranej w finale? - Może jak zeszłam z ringu, ale nie ma co tego rozdrapywać. Jako reprezentacja osiągnęliście kapitalny wynik. Fakt faktem, że niemal wszyscy zaczynali zmagania od ćwierćfinałów, a w czterech przypadkach na "dzień dobry" pewny był minimum brązowy medal, niemniej zrobiliście w premierowym Pucharze Świata furorę. Żeńską kadrą wygrałyście klasyfikację drużynową, a medale poza tobą zdobywały: Wiktoria Rogalińska (54 kg) i Barbara Marcinkowska (70 kg) - złote; Aneta Rygielska (60 kg) i Kinga Krówka (65 kg) - srebrne; oraz Natalia Kuczewska (51 kg) i Oliwia Toborek (75 kg) - brązowe. - Jadąc na ten Puchar Świata, nie wiedzieliśmy, jak to wszystko będzie wyglądało, w końcu był to pierwszy taki turniej organizowany przez nową federację (World Boxing - przyp.). Może nie było jakoś mega dużo przeciwniczek, ale same mocne, a więc nie było szans na to, że trafimy na takie reprezentantki, które dadzą nam luźną walkę. Od samego początku musieliśmy toczyć mocne i zacięte boje. Do samego końca. Która z koleżanek z kadry, z wymienionego grona, jest ci najbliższa? - Basia Marcinkowska i nasza młoda Krówka (uśmiech). Sukces kogoś takiego, jak 18-letnia Kinga, będąca twoją sparingpartnerką, musi też dodatkowo cieszyć. Pokonanie w półfinale medalistki z Paryża było dowodem, że ma "papiery" na kawał boksu. - Zgadza się, jest nastolatką. A znamy się już dość długo, bo już w wieku juniorki przez dwa lata jeździła z nami, seniorkami, na obozy, żeby sparować, uczyć się i zdobywać cenne doświadczenie. A też jest zawodniczką trenera Tomka, więc często, jak tylko przyjeżdżam do Gostynia, to razem trenujemy. Na pewno odbyło się między nami dużo sparingów. Ona jest naprawdę bardzo niewygodną zawodniczką. Bardzo mocno siedzi na tylnej nodze, jest mańkutką, więc zawsze z tych nerwów dawała mi się we znaki. I wspomniałaś o 21-letniej Basi, twojej rówieśniczce, jednej z dwóch złotych medalistek w Brazylii. - Oczywiście, moja Barbara (uśmiech). No właśnie, czemu ona jest taka "twoja"? - Po prostu tyle lat już jesteśmy razem, chyba wspólnie sześć lat w kadrze, zawsze razem w pokoju... Jakie macie najczęstsze wspólne tematy? - Zachowam to na inny wywiad (śmiech). Ta zaległa kawa już nam się mocno schłodziła. - To może przy okazji Pucharu Świata w Warszawie? Rozmawiał Artur Gac Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: artur.gac@firma.interia.pl