Artur Gac, Interia: Jak w tej chwili wygląda twoja sytuacja? Jak blisko jest zakontraktowania wyczekiwanego pojedynku? Łukasz Różański, MŚ kat. bridger: - Czekam na informacje, w tej kwestii nic ode mnie nie zależy. Ja trenuję, choć przez tydzień zafundowałem sobie roztrenowanie ze względu na to, że dość długo trwa oczekiwanie. Jeżeli coś będzie, to maksymalnie gala 8 marca, bo luty już raczej nie wchodzi w grę. Poczekam jeszcze kilka dni. A jeśli nic z tego nie wypali, to całkowicie pójdziemy inną drogą. Mówisz o 8 marca, więc rozumiem, że chodzi o wielką galę w Rijadzie w Arabii Saudyjskiej? - Tak, rozmawiamy o tym wydarzeniu. Jeżeli ma coś wypalić, to wejdą do ringu właśnie wtedy. W przeciwnym razie temat Arabii Saudyjskiej zostanie pewnie zamknięty, co spowoduje dalsze, inne wybory. W przestrzeni medialnej długo pojawiało się nazwisko Badou Jacka, później coraz realniejszy stawał się pojedynek z Kevinem Lereną. Informacje, które cały czas docierały do ciebie, także oscylowały wokół tych dwóch nazwisk, a może więcej było opcji w grze? - Tak naprawdę wszystko kręciło się wokół wymienionych zawodników. Byłem mocno zapewniany, że dojdzie do walki z Badou Jackiem, na co już bardzo się nastawiłem. Nie sądziłem, że powtórzy się taka sama sytuacja, jaka była już wcześniej przed mistrzowskim pojedynkiem. Może było trochę za mało komunikacji, przez co wszystkiego nie wiedziałem. W przeciwnym razie pewnie już wcześniej podejmowałbym istotne decyzje. Osobiście rozumiesz wybór dokonany przez Lerenę, który zrezygnował z walki z tobą o mistrzowski pas, a wybrał - jak mniemam - wielkie pieniądze w Arabii Saudyjskiej za starcie z Justisem Hunim? - Nie widziałem propozycji dla niego i nie znam jego sytuacji, aczkolwiek sam dopominał się tej walki, a teraz wybiera inną opcję. W tym sensie go nie rozumiem. Czy gdyby miał zrealizować się scenariusz walki w Arabii 8 marca, to byłby pojedynek w obronie pasa mistrza świata kategorii bridger, czy też jest możliwy inny scenariusz, na przykład zmiana kategorii wagowej? - Zobaczymy wszystko, jak lada moment rozwinie się sytuacja. Na chwilę obecną brana pod uwagę jest walka w obronie pasa, ale jeśli padnie inna oferta, to pewnie też ją przyjmę. Z kim w tej chwili trenujesz? Kto jest twoim pierwszym szkoleniowcem? - W zasadzie jest tak, jak było wcześniej. To znaczy trener Marian Basiak był głównym trenerem, ale od samego początku tak naprawdę trenuję z Krzysztofem Przepiórą. To on zawsze odbywał ze mną ciężką pracę, a trener Basiak był mentorem, stał z boku i podpowiadał. Dużo widział, w końcu miał za sobą ogromne ponad 50-letnie doświadczenie. Czerpaliśmy z jego wiedzy pełnymi garściami, więc oczywiście teraz go brakuje. Czujesz w dalszym ciągu mocno, że jesteś obecnie jedynym polskim zawodowym mistrzem świata, czy przez wzgląd na fakt, że już dużo czasu minęło od ostatniej walki, trochę zatraciłeś radość z dzierżenia pasa? - Nie no, oczywiście nadal się cieszę, bo jest to bardzo duże osiągnięcie. Największe w mojej dotychczasowej karierze. Jako młody człowiek nawet o tym nie myślałem, a tu późniejsze marzenia się spełniły. Cieszę się, że udało się zdobyć to trofeum. A co równie ważne, w narożniku z panem trenerem Marianem Basiakiem. Było to symboliczne uwieńczenie jego kariery. Ogromnie mnie to cieszy i jest to dla mnie osobiście bardzo ważne. Teraz zobaczymy, co przyniesie najbliższa przyszłość i w jakim miejscu, na jakiej drodze, się znajdę. Rozmawiał Artur Gac