Polski mistrz oddał medal olimpijski. Wydał oświadczenie. "Co lepszego mogę zrobić?"
Ze swoim najcenniejszym skarbem rozstał się jeszcze za życia żony Krysi, która zmarła w 2001 roku. Poprosił ją, by ucałowała złoty medal olimpijski, a następnie ofiarował go Matce Bożej w sanktuarium na Jasnej Górze. Teraz 85-letni Marian Kasprzyk, gigant polskiego boksu, pożegnał się ze swoim drugim najwartościowszym laurem w kolekcji. Wywalczony w 1960 roku brąz w Rzymie, oficjalnym aktem, powierzył bliskiemu swemu sercu sanktuarium w Rajczy. Dlaczego to zrobił? Opowiedział o tym Interii.

Marian Kasprzyk jest legendarną postacią polskiego boksu i sportu. Należał do grona najwybitniejszych pięściarzy, którzy tworzyli złote czasy polskiego pięściarstwa olimpijskiego, a szefem grupy był genialny trener Feliks "Papa" Stamm.
Marian Kasprzyk "pusty w środku, ale pełny duchowo"
W historii nowożytnych igrzysk olimpijskich "biało-czerwoni" zdobywali w boksie medali na pęczki, ale tych najcenniejszych, w kolorze złota, mieliśmy tylko osiem. Jeden z nich, a czwarty w kolejności, wywalczył Kasprzyk w Tokio w 1964 roku w kat. półśredniej. Mieszkający od dekad w Bielsku-Białej ten wybitny sportowiec jest obecnie najstarszym żyjącym polskim mistrzem olimpijskim w szermierce na pięści (żyje jeszcze tylko 72-letni Jerzy Rybicki - czempion z Montrealu z 1976 roku w kat. lekkośredniej).
Burzliwy życiorys Mariana Kasprzyka, w którym nie brakowało konfliktów z prawem, fragmentarycznie już dawno został zekranizowany w filmie "Bokser", z Danielem Olbrychskim w roli głównej, ale niewątpliwie zasługuje na pełnometrażową produkcję. Banita, który za udział w bójce z milicjantami został dożywotnio zdyskwalifikowany, w hollywoodzkim stylu wrócił do sportu na najwyższym poziomie, stając na wspomnianych igrzyskach w Tokio na najwyższym stopniu podium. A finałowy pojedynek wygrał, walcząc od pierwszej rundy ze złamanym kciukiem w prawej dłoni.
- Nawet nie potrafię powiedzieć, jak wiele znaczył dla mnie ten złoty medal. Pomyślałem sobie: "macie teraz za to, co żeście mi narobili". Tym wszystkim, którzy już mnie skreślili, udowodniłem że jestem sportowcem, a nie człowiekiem najgorszym, łobuzem i chuliganem. Łzy stanęły mi w oczach - mówił mi w styczniu tego roku pan Marian, gdy odwiedziłem go w mieszkaniu przy ulicy Wadowickiej.
Życie go nie oszczędzało. Sam ciężko zachorował, na stwardnienie rozsiane zmarła jego ukochana żona Krysia, którą osobiście opiekował się w domu, a w ostatnich latach stracił bliską sobie panią Magdę, którą los także doświadczył tą samą, ciężką chorobą. Nie utyskiwał nad swoją dolą, bo stał się większym mocarzem niż był nim w latach sportowej świetności. - Największe zwycięstwo odniosłem w chwili, gdy odnalazłem Boga - podkreśla Kasprzyk.
Świadectwo wiary to osobna, przepastna historia w życiorysie Mariana Kasprzyka, o której po wielokroć mi opowiadał. Przekonywał, jak z pozycji osoby "cienko i powierzchownie wierzącej", coraz bardziej zgłębiał, czym jest prawdziwa wiara. Wszystko rozpoczęło się na początku lat 90., gdy z powodu guza wycięto mi przełyk, żołądek i śledzionę. - Od tego czasu jestem pusty w środku, ale pełny duchowo - zwykł powtarzać.
To właśnie łaska wiary, którą zaczął uzyskiwać modląc się każdego dnia, płacząc rzewnymi łzami nad popełnianymi w przeszłości grzechami, skłoniła go do refleksji, by dokonać aktu szczególnej wdzięczności. Zwłaszcza, iż cały czas miał w pamięci, że operację przeszedł 8 grudnia, czyli w dzień Niepokalanego Poczęcia Matki Boskiej. I tak wykoncypował sobie, że swój największy skarb, czyli złoty medal z Tokio, chciałby przekazać w szczególne miejsce, do sanktuarium na Jasnej Górze. - To wyszło naturalnie, z serca. W przekazaniu medalu pomógł mi proboszcz z Kamienicy ksiądz Władysław Droździk, po czym ojcowie paulini zaprosili nas na okolicznościowy obiad. Na co dzień medal jest ponoć schowany, ale na przykład podczas ogólnopolskiej pielgrzymki sportowców był wyeksponowany na uroczystej wystawie.
Mistrz Kasprzyk ofiarował medal olimpijski sanktuarium w Rajczy
Od czasu tamtego aktu minęło wiele lat, wiek i choroby starcze coraz bardziej dają się we znaki nestorowi polskiego boksu, ale z obranej drogi nie zbacza. Wręcz przeciwnie, znów postanowił pokazać, że stać go na niebanalny gest i w ostatnich godzinach rozstał się ze swoim drugim skarbem - przepięknym brązowym medalem olimpijskim z Rzymu z 1960 roku, o którym tak pisałem przy okazji styczniowej wizyty:
"- A najbardziej podoba mi się tamten medal - dodał gospodarz, kierując moje spojrzenie, wodzące po tej samej półce na długie, ciemnozielone i otwarte pudełko, nieco naruszone zębem czasu. Rzeczywiście, widok jest olśniewający. Okazały, bogato zdobiony medal w kolorze brązowym, a do niego przymocowany piękny, o tej samej barwie łańcuch składający się z 20 dużych liści laurowych. Z kolei sam krążek okalany wieńcem laurowym, z wygrawerowanym w dolnej ramie napisem 'Pugilato' (w j. włoskim 'boks') nie pozostawiając wątpliwości, na czyjej zawisł szyi w 1960 roku. Po raz pierwszy bowiem w historii igrzysk, właśnie przed 65 laty w Rzymie, wprowadzono rozwiązanie z wiszącym trofeum dla wszystkich medalistów. Wpatrywałem się w niego, w tę wciąż nieskazitelną i jednolitą kolorystykę, zestawiając ją w myślach z jakością medali z ostatnich igrzysk w Paryżu, które zaczęły niszczeć i obłazić z koloru już po dwóch miesiącach".
Marian Kasprzyk pojechał do ukochanej Rajczy razem z przyjacielem Józefem Sojką, osobiście przekazując swój medal na ręce księdza proboszcza Andrzeja Zawady do Sanktuarium Matki Bożej Kazimierowskiej. Wotum dziękczynne dokonało się oficjalnym, zaksięgowanym aktem, a na tę okazję zostało odczytane specjalne oświadczenie, pod którym podpisał się 86-latek. "Pragnę podziękować za wiarę, za zdrowie i wszystkie przeżyte lata. W dobrych zawodach wystąpiłem, wiarę ustrzegłem".
- Nie chciałem, żeby oba medale powędrowały w jedno miejsce, a Rajcza bardzo mi odpowiada. Często tam jeździmy. Co lepszego mogę zrobić i ofiarować? - mówi Interii pan Marian. I nie byłby sobą, gdyby nie przypomniał, że również z Rzymu mógł wrócić z cenniejszym medalem, ale na przeszkodzie stanęła kontuzja, przez którą walkowerem musiał oddać pojedynek o finał. - Oj, medal z Włoch też mógł być lepszy - wspomina do dzisiaj.
Okazuje się, że Kasprzyk chwilę czasu dojrzewał do tej decyzji. - Mistrz już dawno miał takie plany, początkowo był pomysł na Kalwarię Zebrzydowską, ale tam medali i odznaczeń jest tak dużo. Z kolei w Rajczy, gdzie uwielbiamy jeździć, jest akurat proboszcz, który kiedyś był kapelanem sportowym i jest nam bardzo bliski. Jednego dnia odbyło się przekazanie, a już kolejnego opisany medal został wystawiony w gablocie. Wszyscy bardzo się cieszymy, bo oto kolejny tak cudowny gest, z którego jesteśmy dumni - raduje się pan Sojka.
Sportowy skarb wywalczony przed 65-laty jest na widoku wiernych. Został bowiem zawieszony w specjalnej gablocie przy głównym ołtarzu Matki Bożej Kazimierzowskiej.
Z tych największych medali w posiadaniu Kasprzyka pozostał jeszcze brąz z mistrzostw Europy w Belgradzie z 1961 roku (w tamtych latach mistrzostwa świata nie były rozgrywane), a także złoty i srebrny medal drużynowych mistrzostw Polski. Co ciekawe - indywidualnie nigdy nie sięgnął po złoto krajowego czempionatu, co tylko pokazuje, na jak galaktycznym poziomie stał wówczas boks w naszym kraju. W całej karierze wyśmienity pięściarz stoczył 270 walk, z czego 232 wygrał, 10 zremisował i 28 przegrał.
Artur Gac
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: artur.gac@firma.interia.pl


