Anglik Paddy Hewitt był sporym wyzwaniem dla największego asa w naszej męskiej kadrze, Damiana Durkacza. Los po raz pierwszy zestawił obu zawodników i widać było, że każdy z nich chce od wygranej zainaugurować ten wspólny bilans pojedynków. - Rzeczywiście, nie walczyłem z nim nigdy wcześniej, ale wiedziałem, że to jest dobry i solidny zawodnik. Tak sądziłem, że czeka mnie ciężki bój - mówił na gorąco po zejściu z ringu pięściarz z Knurowa. Damian Durkacz przegrywa warunkami, wygrywa fizycznością i obrotami W tej bardzo trudnej kategorii wagowej olimpijczyk z Tokio i Paryża nierzadko musi radzić sobie z przeciwnikami, którzy dysponują lepszymi warunkami fizycznymi. Tak właśnie było w starciu z Hewittem. Wówczas bardzo ważne jest to, aby Durkacz na jeszcze wyższe obroty wprowadził pracę nóg, tym szukając sposobu na przechytrzenie rywali. - W pierwszej rundzie często czuję, jak przeciwnicy fizycznie mnie przepychają. Ale już w drugiej i trzeciej rundzie ich fizyczność spada. Może robią wagę, a ja jej nie zbijam, dlatego jestem w stanie utrzymać fizyczność na jednym poziomie. Jak w pierwszej rundzie przerzucił mnie przez bark, to poczułem, że jest silny - analizował sytuację Durkacz, raz jeszcze podkreślając, że rywalizacja w wysokim tempie jest tym, co powoduje, że po zakończeniu walki nie wyrzuca sobie, iż mógł zrobić więcej. As w talii trenera Grzegorza Proksy nie kontestował pracy arbitrów. Potwierdził, że ich ogląd walki po dwóch rundach odpowiadał temu, co sam czuł między linami. - Nie byłem zdziwiony, że przed trzecią rundą sytuacja nie była wyjaśniona, nie było mojej ani jego przewagi. Walka była równa, o wszystkim decydowała ostatnia runda. Czułem, że mi gasł, a moja fizyczność była na wyższym poziomie. Z minuty na minutę uzyskiwałem w tym aspekcie przewagę, ostatecznie stawiając kropkę nad "i" - wymownie się uśmiechnął. Rutyniarz w tej grupie powiedział także ważne słowa na temat tego, jak funkcjonuje cała reprezentacyjna kadra. Jego słowa są świadectwem, że wszyscy ciągną ten wózek w jedną stronę. - Jesteśmy silną grupą, zapieprzamy na sali, jeden drugiego motywuje. To jest indywidualny sport, ale nie oszukujmy się, jak nie ma w grupie klimatu i kontaktu na linii zawodnik - trener, to tak naprawdę jest klops. A tutaj wszystko gra. Cieszy mnie, że mamy taką ekipę, czuć luz w głowie, mając za sobą taką grupę, która jest za tobą i cię dopinguje - obwieścił. Julia Szeremeta wychodzi do wielkiego rewanżu, w tle Lin Yu-ting i igrzyska Doświadczenie robi swoje i dzisiaj Durkacz nie czuje większego zadowolenia z samego faktu, że dwoma zwycięstwami na Torwarze zapewnił sobie minimum brązowy medal. - Wiadomo, medal w jakiś sposób cieszy, ale najważniejsza jest droga, by stawać się coraz lepszym zawodnikiem, bo wielkim celem są następna igrzyska olimpijskie. W dwóch dotychczasowych walkach ważniejsze było dla mnie coś innego. Otóż przeważnie mam tak, że w pierwszych pojedynkach czuję trochę nerwówki, a tu z Niemcem był spokój i to doceniam. W drugiej walce z kolei narzuciłem tempo, miałem zdrowie, co również jest cenne - przeanalizował. Jeszcze więcej fajerwerków było w starciu drugiego z naszych zawodników, Cezarego Znamca. Razem z rywalem z Litwy Aleksandrem Trofimciukiem stoczyli ringową wojnę, co w zasadzie jest znakiem rozpoznawczym 22-letniego zawodnika klubu KKB Rushh Kielce. Cezary Znamiec: Jak wchodzę do ringu, to chcę z niego zejść na kolanach Znamiec dodatkowo uradował się także dlatego, że wziął rewanż na Trofimcuku, z którym zaznał porażkę w półfinale mistrzostw Europy. - Niestety sędzia odebrał mi wygraną, bo odjął mi punkt, a to on wlatywał i "ściągał" głowę, ale nie będę się kłócił z sędziami, bo to oni są od tej pracy. Jednak takie wojny chyba fajnie się ogląda, gdy jest dużo emocji, krew, adrenalina i agresja. Myślę, że ludziom to się podoba - uśmiechnął się wymownie. Z całego serca podziękował swojemu trenerowi Adamowi Jabłońskiemu, mówiąc z pokorą, że to wszystko jest jego zasługą. Tymczasem drabinka turniejowa tak się ułożyła, że jeśli nasi zawodnicy wygrają swoje półfinałowe boje, w finale kat. 70 kg dojdzie do polsko-polskiej batalii. - Patrząc na dyspozycję Czarka, wydaje mi się, że pojutrze poradzi sobie z Uzbekiem. My-Polacy często jesteśmy underdogami, ale jeśli go zaskoczy i sprawi miłą niespodziankę, to obyśmy zmierzyli się razem w finale. Wcześniej jednak ja także muszę wygrać półfinał, w którym wystąpię w czwartek przeciwko Szwedowi - opowiadał Durkacz. Znamcowi sen z powiek sprawiają problemy z prawą ręką, która już raz była operowana. I zdaje sobie sprawę, że znów trzeba będzie znaleźć dobry moment, aby poddać się chirurgicznej interwencji. W kuluarach pojawiła się nawet informacja, że być może młodszy z Polaków nie będzie zdolny kontynuować turnieju, ale w to nie chce się wierzyć Durkaczowi. 18-letnia Polka sprawiła sensację, a to nie koniec. Wielka historia w ringu, w tle Imane Khelif - Z ręką ma kłopot, ale serducha mu nie zabraknie. To jest taki harpagan, że na pewno pójdzie na pełnym gazie i dopiero później będzie się martwił. Takich wojowników potrzebujemy. Wiadomo, zdrowie zdrowiem, ale coś czuję, że on i tak do końca będzie walczył. Ale co ma zrobić po tym turnieju? Wówczas przede wszystkim powinien wziąć się za wyleczenie ręki, bo czasami zamiast skupiać się na walkach, myśli o problemie - wczuł się w położenie kolego Durkacz, a następnie zwrócił się do wszystkich kibiców sportu, nie tylko w Warszawie - Chciałbym zaprosić wszystkich na Torwar, czekamy na was-kibiców. Do piątku robimy mocne boje, fajnie jakbyście przyszli i pokibicowali, bo potrzebujemy tego. Trzymajcie się - zwrócił się z odezwą.