- Jako urodzony wojownik ciężko mi zaakceptować, że tak ważny etap życia dla mnie kończy się, ale ostatnia walka utwierdza mnie w przekonaniu, że pora ustąpić miejsca młodszym kolegom - przekazał Krzysztof Głowacki w swoim obszernym wpisie, opublikowanym w mediach społecznościowych. Na dołączonej fotografii obejmuje się z promotorem Andrzejem Wasilewskim oraz wiceprezesem zarządu Knockout Promotions, Jackiem Szelągowskim. Krzysztof Głowacki: Mam nadzieję, że te walki na zawsze zostaną w pamięci kibiców 36-letni "Główka" był pięściarzem z wielkim charakter, który nigdy nie bał się wyzwań i ciężko pracował. Zawodowy sport od dawna wystawiał mu bolesny rachunek, związany z ciągłymi kontuzjami. Również styl boksowania Polaka sprawiał, iż wiadomo było, że jego obecność wśród najlepszych jest limitowana. I to było widać już w kilku ostatnich pojedynkach, a pięściarz z Wałcza zrozumiał to ostatecznie po ostatniej porażce z Richardem Riakporhem 21 stycznia na gali w Manchesterze. "Żeby otworzyć nowy rozdział życia, najpierw trzeba zamknąć stary. 14 lat, to szmat czasu, to ogrom ciężkiej pracy, litry potu wyciśniętego na treningach, to dziesiątki wyrzeczeń i nerwów, ale też setki wspaniałych wspomnień. To z wami wdrapałem się na sam szczyt, spełniając przy tym swoje największe marzenie. Zostałem mistrzem świata. Przez te wszystkie lata dorastałem, dojrzewałem i uczyłem się być coraz lepszym człowiekiem, sportowcem, fighterem. Każdego dnia na sali kształtowałem swój charakter, ucząc się pokory i dyscypliny. Razem z trenerami oraz moją grupą promotorską Knockout Promotions przeszedłem drogę na sam szczyt, jakim było zawodowe mistrzostwo świata w boksie. Dzięki nim oraz swojej ciężkiej pracy stałem się jednym z czterech dotychczasowych mistrzów świata. Przeżyliśmy razem wiele pięknych chwil, stoczyłem kilka walk, które mam nadzieję na zawsze zostaną w pamięci kibiców" - napisał Głowacki. I wymienił tutaj kilka starć, począwszy od pierwszej walki o mistrzostwo świata z Marco Huckiem, przez obronę tytułu ze Steve'em Cunninghamem, starcie z najlepszym według niego obecnie pięściarzem na świecie Aleksandrem Usykiem, po pojedynek z Maksimem Własowem. Zwłaszcza pojedynek z Huckiem był porywającym widowiskiem, w którym Polak - jak się wydawało - jest krok od bycia znokautowanym. Tymczasem nie tylko powstał z desek, ale w odważnej szarży sam trafił niemieckiego pięściarza, a po chwili rzucił go na deski. Pamiętna walka odbyła się w sierpniu 2015 roku w Newark w Stanach Zjednoczonych. Głowacki: Wspólnie doszliśmy do wniosku, że mój czas w boksie dobiega końca "Boks to nie tylko piękne zwycięstwa, lecz również momenty dramatyczne, jak chociażby walka w Rydze (uderzony łokciem przez Mairisa Briedisa), czy jakże bolesna dla mnie ambicjonalnie walka o mistrzostwo świata z Lawrencem Okoliem. Z tego miejsca chciałem podziękować moim Trenerom, a w szczególności trenerowi Fiodorowi Łapinowi za kilkanaście lat wspólnej pracy, a także za ostatni czas trenerowi Andrzejowi Liczikowi. Chciałbym podziękować mojej grupie pomorskiej Knockout Promotions, z jej szefem Andrzejem Wasilewskim na czele, bo to dzięki niemu dostałem szansę, którą później wykorzystałem. Dzięki trenerom oraz Panu Andrzejowi Wasilewskiemu miałem szansę rozwijać się, daliście mi taką możliwość, za co bardzo dziękuję, ale jak mówią słowa piosenki 'wszystko ma swój czas i nadchodzi kres na kres'. Wspólnie z promotorami doszliśmy do wniosku, że mój czas w boksie zawodowym dobiega końca, chociaż umówiliśmy się dżentelmeńsko, że być może jeszcze nasze wspólne drogi się skrzyżują. Rozstaję się z grupą w absolutnym wzajemnym szacunku i przyjaźni. Będę często przyjeżdżał na gale KP i dopingował chłopaków, bo jesteśmy wszyscy ze sobą emocjonalnie związani. Show must go on! Trzymajcie za mnie kciuki. Dziękuję za wszystko" - zakończył Głowacki. Spekuluje się, że "Główka" w najbliższym czasie być może przyjmie propozycję pojedynku w mieszanych sztukach walki.