Imane Khelif i Lin Yu-ting to dwie zawodniczki, które w świecie kobiecego boksu już od jakiegoś czasu budzą ogromne kontrowersje. Obie panie zdyskwalifikowane zostały na ubiegłorocznych mistrzostwach świata w Nowym Dehli, kiedy to wykryto u nich zbyt wysoki poziom testosteronu. Co ciekawe, kilka miesięcy później Algierka i Tajwanka otrzymały zielone światło od Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i dostały szansę na walkę o medale podczas XXXIII Letnich Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Uczestnictwo Lin Yu-ting i Imane Khelif w imprezie czterolecia nie spodobało się legendom boksu, Reginie Halmich i Oscarowi De La Hoyi. Oboje stwierdzili, że zawodniczki powinny zostać pozbawione szans na olimpijskie medale. Z ich obronie stanął jednak Thomas Bach. Prezes Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego podkreślił, że Algierka i Tajwanka są biologiczny kobietami i nie ma podstaw, aby zdyskwalifikować je z rywalizacji. Laura Grzyb nie wytrzymała. Powiedziała, co sądzi o zawieszaniu wobec Imane Khelif i Lin Yu-ting Teraz na temat sytuacji Imane Khelif i Lin Yu-ting wypowiedziała się mistrzyni Europy organizacji EBU w wadze super koguciej, Laura Grzyb. Polska pięściarka przyznała, że jej zdaniem obie bokserki powinny zostać zdyskwalifikowane. "To bardzo ciężka sprawa. Z jednej strony nie powinniśmy osądzać, a z drugiej każda zawodniczka chce się czuć bezpiecznie. Moje zdanie jest takie, że jeśli tam są jakieś wahania hormonalne czy kwestie genetyczne, to należy je traktować jak doping. W sporcie trzeba uważać na wszystko. Jeżeli wezmę tabletkę na ból głowy i jest tam nawet mała ilość pseudoefedryny, mogę zostać zdyskwalifikowana za doping, bo to się nie mieści w wyznaczonych normach. Jeśli u tych zawodniczek są jakieś zaburzenia zdrowotne, które im pomagają, to w mojej ocenie też jest swego rodzaju doping i nie możemy tego lekceważyć. Wszystkie zawodniczki powinny mieć równe szanse" - stwierdziła w rozmowie z Faktem. Polka przyznała, że sytuacja, w której znalazły się teraz obie zawodniczki, jest niesprawiedliwa i żadna z nich nie zasługuje na bycie hejtowaną. Jej zdaniem sprawa ta powinna od razu zostać wyjaśniona przez działaczy oraz inne odpowiedzialne za kobiecy boks na igrzyskach osoby, jeszcze przed rozpoczęciem zmagań. "Na świecie jest kilka tysięcy zawodniczek. Trudno, żeby zbadać wszystkie. Z drugiej strony, mamy wybierać, które nie pasują w nasze ramy kobiecości i z rysów twarzy przypominają mężczyzn? Za to mamy je od razu oskarżać, że nie są kobietami? To jest trudna sytuacja i nie powinno się publicznie tego roztrząsać. Hejt, który się pojawił, nie jest potrzebny. Ale też nie wziął się znikąd. Skoro były już podjęte wcześniej jakieś decyzje, to znaczy, że coś jest na rzeczy. Jeśli faktycznie są jakieś dowody na to, że tam są genetyczne nieścisłości, to zawodniczki powinny być jeszcze raz zbadane i wykluczone" - oznajmiła krótko. Chciała powiedzieć prawdę o Imane Khelif. Wdarła się na konferencję