- Z nim jest zupełnie inaczej niż z amatorami, którzy mają na koncie ponad sto walk, a potem są sparingpartnerami w grupach zawodowych. Wielokrotnie zdarzało się im, że byli podłączeni. To powoduje, że potem wychodzą do ringu i są jak szklanka. Łukasz nie jest rozbity - takie słowa Mariana Basiaka, ucznia Feliksa Stamma i aktualnego trenera Łukasza Różańskiego, właśnie mi się przypomniały. Różański - pięściarz wyśmiewany, którego nie chciał boks, właśnie został piątym polskim zawodowym mistrzem świata, choć karierę zaczynał w wieku dopiero 17 lat. Najpóźniej z grona wszystkich naszych czempionów. Przez koszykówkę i lekkoatletyką do boksu. Był wyśmiewany, a teraz jest mistrzem Chłopak z Czarnej Sędziszowej, pochodzący z wielodzietnej rodziny, zawsze marzył o trenowaniu sportów walki. Zanim jednak do nich trafił, grał trochę w koszykówkę, a także uprawiał lekkoatletykę. Początkowo nie chciano go przyjąć do sekcji bokserskiej, bo uznano, że jest za stary. Miał już przecież 17 lat. Wrażenie robiły jednak warunki fizyczne. Już wtedy ważył 100 kilogramów. W końcu jednak został przyjęty i już po kilku dniach zlał na treningu kandydata do wyjazdu na mistrzostwa Polski. Tydzień później wygrał swoje pierwsze zawody, choć technicznie był jeszcze bardzo surowy, ale za to miał wielkie serce do walki. Pamiętam początki Różańskiego w boksie. Śmiało można napisać, że był wyśmiewany. Zero techniki, ale za to parł na przeciwnika. I jak się okazało, to była dobra droga. Do tej pory, choć ma już 37 lat, nie przegrał żadnej walki. I po mistrzostwo świata sięgnął też na swoich warunkach. Walczył tak, jak na początku swojej przygody w zawodowym boksem. Nie kalkulował i bez żadnej zasłony ruszył na rywala. To się opłaciło, bo walka trwała dwie minuty. Marian Basiak doczekał się mistrza świata Za sukcesami Różańskiego stoi postać niezwykła w polskim boksie. W wieku 83 lat Marian Basiak doczekał się mistrza świata. To chyba najbardziej doświadczony trener w Polsce, bo w zawodzie spędził ponad pół wieku. W swojej karierze szkoleniowej uczeń Feliksa "Papy" Stamma, który prowadził też wspomnianego Pietrzykowskiego, wychował wielu mistrzów. Był asystentem trenera polskiej reprezentacji, ale zasłynął przede wszystkim z doskonałej pracy w wielu klubach. Zresztą z Igloopolem Dębica dwukrotnie sięgał po drużynowe mistrzostwo Polski, które kiedyś miało olbrzymią wagę. Różański do Basiaka trafił 16 lat temu. - Przyjąłem go do siebie, kiedy miał na koncie dwie albo trzy walki amatorskie. Do pewnego czasu pokutowało to, że tak późno zaczynał. Nie miał takiego obycia w ringu. Nie był też dużym talentem, ale swój poziom podnosił dzięki bardzo ciężkiej pracy, której się nie bał. Do tego miał uderzenie i był twardy. Potrafił zatem przyjąć, ale też mocno kopnąć. Gdzie uderzył, tam bolało - tak Basiak kiedyś wspominał w rozmowie ze mną początki współpracy z Różańskim, który w czasach amatorskich najbardziej pamiętne walki toczył z Krzysztofem Głowackim, jednym z pięciu polskich zawodowych mistrzów świata w boksie. Nasz nowy czempion niedługo zabawił w amatorskim boksie. Miał wiele do nadrobienia, ale czas uciekał, więc zdecydował się zawodowstwo. Najpierw to była zabawa, ale z czasem zajął się tym sportem na poważnie. Jego historia, choć nie tak dramatyczna, jak "Teddy'ego", z pewnością też nadaje się na filmowy scenariusz.