Przyrodni brat głównego bohatera gali w Londynie mierzył się z Danielem Bociańskim. Do ringu Tommy Fury wchodził w szampańskim nastroju i z dużą dozą pewności siebie, zaś Polak znacznie "skromniejszym" krokiem. "Bocian" był co prawda o kilka centymetrów wyższy, ale reszta warunków fizycznych stała raczej po stronie Brytyjczyka. Pochodzący z Nowego Sącza polski pięściarz kilka razy nadział się na prawy prosty rywala, ale nie sprawiło to żadnych wyraźnych obrażeń. Daniel Bociański - Tommy Fury. Brat Tysona "zlał" Polaka Walka była zakontraktowana na sześć rund w wadze półciężkiej i sądząc po remisowym przebiegu pierwszej z nich, był potencjał by potrwała na pełnym dystansie. Druga runda postawiła przy tym twierdzeniu spory znak zapytania, bo zaraz na jej początku, jeden z ciosów Fury'ego zachwiał Bociańskim. Przewaga mniej sławnego z braci Furych ustabilizowała się w trzeciej rundzie. Brytyjczyk ruszył do ataku, zranił Polaka kilkoma kombinacjami, ale na deski nie położył żadną z nich. Bociański nie zaistniał w ofensywie także w czwartej rundzie. Czytaj także: Bezbarwny występ polskiego pięściarza na gali Fury - Whyte Coraz mocniej "Bocian" zaczął krwawić w piątej rundzie, w której też przeturlał się po ringu, ale w wyniku popchnięcia, a nie ciosu Fury'ego. O liczeniu nie mogło być więc mowy. Później jednak Bociański przyjął jeszcze kilka prawych i w końcu nadział się tak, że upadł po ciosie. Głównym wydarzeniem gali bokserskiej w Londynie jest walka Tyson Fury - Dillian Whyte Przetrwał jednak liczenie i przetrwał do ostatniej rundy. W niej nic już się nie zmieniło - Bociański mógł być zadowolony, że nie został znokautowany. Popełnił wiele błędów i zbyt często oddawał inicjatywę.