Jeśli ktoś spojrzy tylko na karty punktowe, na których Damian Durkacz przegrał trzy razy w stosunku 26:29 oraz dwa razy 25:30, gotowy jest pomyśleć, że Polak był tłem dla dominującego między linami Ramiego Kiwana. Niestety, "dzięki" sędziom, na papierze tak to właśnie wygląda, ale w rzeczywistości mieliśmy wiele kontrowersji, a nie brak również takich głosów, że to pochodzący z Knurowa zawodnik, olimpijczyk z Tokio, powinien radować się ze zwycięstwa. Grzegorz Proksa grzmi: Przecież to jest jakaś kpina! - Mam zrozumienie dla tego, co się stało, ale nie ma na to naszej zgody. Żeby nie używać niecenzuralnych słów... Damian został skrzywdzony w drugiej rundzie kuriozalną decyzją sędziego ringowego, który ustawił walkę pierwszym ostrzeżeniem. W trzeciej rundzie dołożył kolejne, przecież to jest jakaś kpina! Widać było, że rywalowi kończy się tlen, co chwila z premedytacją była przerwa na wiązanie buta. Sędzia widział tylko faule Damiana, których nawet bym tak nie nazwał, bo regulamin mówi jasno, kiedy jest wpadanie głową. A reszta to było ściąganie jego głowy przez przeciwnika - powiedział w rozmowie z Interią wściekły Grzegorz Proksa, trener kadry. - Co w tej chwili czuję? Smutek, rozgoryczenie, wściekłość. Wiem, ile Damian poświecił i oddał siebie, naszym celem było wywalczenie medalu olimpijskiego. Bardzo mi go szkoda, bo z turnieju wyrzuciły go tak niezrozumiałe wydarzenia - kontynuował były mistrz Europy, dodając jak teraz czuje się sam Damian: Kierują nim emocje, jest sfrustrowany, bo bardzo uwierzył w nas i pracę, którą wykonaliśmy. Na ten moment muszą opaść emocje, bo to bardzo trudne przeżycie - mówi Proksa. Ta sytuacja nie pozostała bez wpływu także na Mateusza Bereźnickiego, który dopiero wyjdzie do ringu, a wszystko także przeżył. - Mateusz jest przytłoczony tym, co widział, dlatego nasze zadanie teraz jest takie, by go podbudować. Damian także zawsze wspaniale to robił, był dobrym duchem także wtedy, jeśli nawet samemu doświadczył niepowodzenia - podkreślił z wiarą w drugiego podopiecznego "Super G". Z emocjami w głosie trenerowi wtórował, także w rozmowie z Interią, Maciej Demel. - Nie mieści mi się w głowie, co stało się w tym pojedynku. Nie chcę powiedzieć, że sędzia to ustawił, ale zdecydowanie mogę powiedzieć, że w nieprawidłowy sposób poprowadził tę walkę. W drugiej rundzie padło kuriozalne ostrzeżenie, które na tym poziomie nigdy nie powinno się pojawić, w efekcie czego wypaczyło przebieg tej walki. Obecny działacz ręczy za swoje słowa, bo mówi je z perspektywy byłego arbitra, który - jak oszacował - "sędziował kilka tysięcy walk". - W tak dużych pojedynkach, na takiej imprezie, ostrzeżenia padają po mocnych faulach, a nie wtedy, gdy ktoś zmienia dystans. Owszem, głowa Damiana była blisko, ale to nie zasługiwało na ostrzeżenie - denerwuje się Demel. Tabela medalowa - Igrzyska Olimpijskie Paryż 2024 (klasyfikacja) Demel: Nie powiedziałbym głośno, że mógł być układ, ale... Mało tego, Polacy kompletnie kwestionują już także to, co stało się w pierwszej rundzie. Zdaniem Demela przewaga Durkacza nie podlegała dyskusji i zamiast zwycięstwa 3:2, powinien zasłużyć na uznanie ze strony wszystkich rozjemców. Druga runda już była bliższa, ale wtedy pojawiło się ostrzeżenie. - I to już także była pewnego rodzaju sugestia ze strony głównego, którą zainspirowali się punktowi - uważa wiceprezes. - Damian się zdenerwował i zaczął w inny sposób boksować. Ale i tak wydaje mi się, że Damian zdecydowanie wygrał tę walkę, bo jego przeciwnik nie zadawał ciosów. Nie powiedziałbym głośno, że mógł być układ, po prostu słaby sędzia prowadził ten pojedynek. W ogóle w niezrozumiały sposób odbył się dobór sędziów na te igrzyska, są kraje które mają dwóch reprezentantów, jak Niemcy, a my nie mamy żadnego. Spór dwóch federacji doprowadza do tak niezrozumiałych wydarzeń, wobec których jesteśmy bezsilni. Nasza pozycja międzynarodowa jest coraz silniejsza, ale nie jesteśmy w stanie na to wpłynąć - dodał Demel. Artur Gac, Paryż Zobacz też nasz raport specjalny i bądź na bieżąco: IO Paryż 2024.