Artur Gac, Interia: Wielkie gratulacje, przy niektórych walkach ręce same składały się do oklasków. Najważniejsza historia zawsze jest ta "złotomedalowa", a w piątek twoi pięściarze namalowali trzy najcenniejsze pejzaże. Z twojego punktu widzenia wydarzyło się w stolicy coś przełomowego? Grzegorz Proksa, trener męskiej kadry w boksie: - Mamy trzy złote medale, z których jestem bardzo zadowolony. Na pewno mocno cieszy postawa Pawła Bracha, który już w Brazylii pokazał się z kapitalnej strony. Chwila nieuwagi kosztowała go być może już tam złoty medal, ale na pewno dała nauczkę, która pozwoliła mu tutaj pokonać zawodnika z absolutnej czołówki światowej. A na pewno najlepszego w Europie, czyli Bułgara Radoslava Rosenova w walce o strefę medalową. To było piękne i wspaniałe. W finale również, w dużym spokoju przez dwie rundy i na mocnej koncentracji prowadził walkę. Po uszach dostanie za trzecią rundę, to na pewno, natomiast dwie rundy były bardzo dobre. Jego ten turniej też dużo kosztował. Paweł wiedział, że dostał ode mnie bardzo duży kredyt zaufania. Ale trudno mu nie dać, gdy widzę, w jaki sposób pracuje. Aż serce rośnie. Poza tym jest bardzo ważnym elementem całej naszej drużyny. I wszyscy naprawdę wspaniale się wspierali, dopingowali i pomagali sobie. To jest coś wspaniałego, co z przyjemnością obserwuje się z boku, nawet okiem selekcjonera. Ta drużyna rośnie. Niektórzy zawodnicy, na ściance z wywiadami, bardziej okazywali zadowolenie sukcesem. Natomiast Paweł, miałem wrażenie, prezentował bardzo kontrolowaną radość. Jakby sam się pilnował, by za bardzo nie ulec pokusie zadowolenia. - Do niego po prostu jeszcze dochodzi to, czego dokonał. A tak naprawdę myślę, że dotrze to dopiero z biegiem przyszłego tygodnia. A podołał tutaj rzeczy, której nikt od niego nie wymagał. Praktycznie na ten moment dokonał niemożliwego. Myślę, że niewielu kibiców na niego stawiało, a on sprawił sensację, która pójdzie w świat. I zrobił to w sposób pewny, uczciwy oraz perfekcyjny. Kilkanaście minut później dokładnie w te same ślady poszedł Cezary Znamiec. Szukam właściwego określenia i chyba tylko przychodzi mi to, które wypada wziąć w cudzysłów, iż walczył jak "jednoręki bandyta", ze sprawną lewą ręką, a prawą kontuzjowaną. Więcej niż siły wkładał w nią serca oraz charakteru i pozwoliło mu to zgarnąć złoto. - Napisał fenomenalną historię. Wziął, również użyję cudzysłowu, rewanż na tym przeciwniku, bo nie uważam, że Damian Durkacz przegrał z nim w półfinale. Czarek zaprezentował się z naprawdę dobrej strony, ale pokazał głównie zaciętość popartą siłą woli i mocny jab (cios prosty - przyp.), który jest niewygodny dla wielu zawodników. Można powiedzieć, że tą jedną ręką przeszedł cały turniej. Jakub Straszewski przegrał finał, ale jak zwykle pokazał charakter. Nie pęka, a będąc w opresji, dalej jest w stanie iść do przodu i szukać swojej szansy. W finale jednak trafił na lepszego od siebie. Uzbek generalnie jest półkę lub szczebel nad nim? - Nie, absolutnie. Miesiąc temu w Brazylii walczyliśmy z tym zawodnikiem w finale, gdzie w trzeciej rundzie go przegoniliśmy. Natomiast tutaj brakło u Kuby ostrości. Bardzo dużo kosztował go pojedynek półfinałowy i chyba po prostu nie zdążył dojść do siebie i zmienić taktyki. Widziałem pewne roztrojenie, które wystąpiło. Ja też byłem tutaj zabiegany, wpadłem na końcówkę jego rozgrzewki. Mieliśmy plan i strategię, Kuba się tego trzymał, ale czasami u zawodników bardzo odpornych na ciosy, jakim z pewnością jest Kuba i o serduchu większym niż ja, to może być problem. Takie sytuacje, jak ta w finale, zdarzają się w sporcie. Tym razem trafiło na Kubę. Ja uważam, że to go tylko wzmocni, dla mnie jest wielkim zawodnikiem. Można powiedzieć, że Uzbek na tle Kuby skuteczniej odrobił pracę domową? - Być może tak, ale trudno jednoznacznie powiedzieć. Na pewno my też wyciągamy wnioski z wygranych i przegranych pojedynków, to jest dla mnie bardzo ważne. Pamiętam te rozliczne opowieści legend naszego boksu, szkoda że tak wielu z nich już odeszło, że nawet pokonani na dużych turniejach mogli liczyć na fantastyczny doping oraz podtrzymywanie na duchu, schodząc z ringu. Tu coś takiego spotkało właśnie Kubę. - Tak, doskonale to powiedziałeś. Dziękuje, bardzo za to dziękuję. Uważam, że oprócz tego całego procesu rozwoju, który ma miejsce, udało mi się w jakimś stopniu zaszczepić to także w naszych chłopakach. Sami pięknie zachowują się względem siebie. Mnie to też buduje i bardzo często wzrusza. W słowach rzadko mówisz o wzruszeniu, ale patrzę na twoją twarz, mimikę i często widzę więcej, niż wypływa z ust. Jesteś mistrzem kamuflażu. - Bardzo przepraszam, zboczenie zawodowe. Byłem 25 lat pięściarzem i nigdy nie mogłem niczego pokazywać (szeroki uśmiech). Tymczasem rezygnujecie z wyjazdu na trzecią edycją Pucharu Świata w Kazachstanie. Dlaczego? - Tak, klamka zapadła. Nie jedziemy, to nie ma sensu. Nie ma szans, byśmy pojechali, bo chłopcy dostali teraz bardzo mocny wycisk. A mają jeszcze pojedynki ligowe, które wymagają utrzymywania dyscypliny dietetycznej i reżimu treningowego. Dla mnie to jest pozbawione sensu, bo naszym celem są wrześniowe mistrzostwa świata w Anglii, a po drodze obozy w Polsce i w Sheffield. Ja potrzebuję zawodników przede wszystkim zdrowych, a wiemy, zresztą sam wiesz o kontuzji Czarka, więc to nie są żarty. Potrzebuję do rywalizacji zdrowego Czarka i nie ma o czym gadać, z pewną głową, że nic gorszego z prawą ręką już się nie wydarzy. A najprawdopodobniej będzie musiał przejść operację. Rozmawiał Artur Gac Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: artur.gac@firma.interia.pl