"Maciej Sulęcki stoi przed życiową szansą, by z impetem wejść do elity najlepszych pięściarzy na świecie. Wymagająca droga do celu prowadzi przez Brooklyn, gdzie już dzisiaj naprzeciwko "Stricza" stanie były mistrz świata kategorii średniej Daniel Jacobs" - pisałem w Interii 28 kwietnia 2018 roku, dosłownie na godziny przed starciem Polaka z Amerykaninem na terenie faworyzowanego rywala. "Jestem pierwszym ocalałbym z raka, który w boksie został mistrzem świata" Ponad sześć lat temu zarówno Sulęcki, jak i Jacobs byli zupełnie innymi zawodnikami, ale nie było wątpliwości, że wyżej stoją akcje przeciwnika. "Striczu" był nieprawdopodobnie naładowany, gotowy poświęcić wszystko, by wyszarpać triumf. Trafił jednak na przeciwnika, który już wcześniej był mistrzem świata od 2014 do 2017 roku, a podrażniony porażką z genialnym Giennadijem Gołowkinem pragnął udowodnić, że wciąż stać go na to, by zasiadać na tronie. Wprawdzie w stawce starcia na Brooklynie nie znalazł się pas mistrzowski, ale jak pokazał czas, zwycięzca w mgnieniu oka dostał taki przywilej. W Madison Square Garden Theater w Nowym Jorku Jacobs wyszarpał wygraną nad Siergiejem Derewianczenko, sięgając po wakujący pas IBF. A wracając do starcia z Sulęckim... Polak, wówczas pracujący jeszcze pod batutą śp. trenera Andrzeja Gmitruka, wszedł na wyżyny swoich możliwości. A w dodatku w 12. rundzie pokazał ogromny charakter, gdy tylko w sobie znany sposób, rzucony na deski, potrafił na ogromnym zmęczeniu pozbierać się z desek i dokończyć pojedynek. - Na Dannym ciążyła duża presja. Nie mam pojęcia, jakim cudem Sulęcki podniósł się z desek w dwunastej rundzie. To był potężny cios. Naprawdę dobra walka - nie mógł nadziwić się Eddie Hearn, słynny promotor, w wywiadzie dla iFL TV. Polak bardzo dobrze w statystyce wyprowadzonych ciosów, mając ich nawet więcej na koncie, jednak to Jacobs był skuteczniejszy, więcej uderzeń detonując na ciele "Stricza". Finalnie, po dwunastu rundach, Jacobs pokonał Sulęckiego jednogłośną decyzją sędziów. Punktowano 117-110, 116-111 i 115-112. Za Jacobsem dwie porażki z rzędu, po których zrozumiał, że najlepsze w jego karierze mogą być już tylko wspomnienia. A teraz czas zadbać o zdrowie, dłużej nie wystawiając go na szwank. Odnośnie wspomnianego nowotworu, Jacobs dowiedział się o chorobie w maju 2011 roku. Diagnoza spadła na niego jak grom z jasnego nieba, bo pewnego razu po prostu obudził się w stanie całkowitego paraliżu ciała. Okazało się, że w jego ciele, wokół kręgosłupa, zagnieździł się rzadki rodzaj raka, kostniakomięsak. Jacobs wygrał ten pojedynek, powracając na ring w październiku 2012 roku, a później dwukrotnie został czempionem globu w limicie kategorii średniej.