Przed pojedynkiem z Kownackim Cusumano odgrażał się, że to nie faworyzowany Polak będzie miał powody do radości. Amerykanin zapowiadał, równolegle z uznaniem dla kariery "Babyface'a", że jego czas po wyniszczających walkach już dobiegł końca. Pogromca Adama Kownackiego wycelował w Anthony'ego Joshuę... - To ja będę od niego szybszy i będę zadawał mocniejsze ciosy - odgrażał się pięściarz, który wcześniej cztery razy schodził z ringu pokonany. Wbrew sygnałom ze strony Kownackiego, który zmienił trenera i miał dużo poprawić w swoim stylu boksowania, zakładał, że naprzeciw niego stanie tak samo walczący zawodnik. W ringu wszystko zaczęło się według wymarzonego scenariusza dla Amerykanina, który już w pierwszej rundzie wstrząsnął naszym pięściarzem i rzucił go na deski. Naruszony Kownacki praktycznie od tego momentu walczył na charakterze, prezentując boks, jaki od zawsze ma w DNA. Czyli widowisko oglądało się przednio, Polak miał w tym pojedynku jeszcze swoje momenty, ale cały czas jednak potwornie ryzykował. Niesamowity przebieg, niczym sceny z filmów o "Rocky'm", miała siódma runda, gdy pięściarzy zasypywali się lawiną ciosów. Już wydawało się, że Kownacki za moment padnie na deski, a on potrafił jeszcze się odgryźć i zepchnąć rywala do lin. Trudy pojedynku robiły swoje, naszemu zawodnikowi coraz bardziej brakowało sił i przykry koniec przyszedł w ósmej rundzie. Kownacki już słaniał się na nogach, ciężko nokaut wisiał w powietrzu, lecz wtedy z narożnika "Babyface'a" poleciał ręcznik. Kownacki jeszcze nie rozstrzygnął, czy zgodnie z zapowiedziami zakończy karierę. Co innego Cusumano, który zwietrzył szansę, że jeszcze stać go na starcie z rywalem z najwyższej półki. I przynajmniej zainkasowanie wypłaty życia. Zdaje się bowiem, że wypiera z pamięci dotkliwą porażkę z Danielem Duboisem, z którym niespełna dwa lata temu przegrał już w pierwszej rundzie przez techniczny nokaut. Eddie Hearn szybko sprowadził Amerykanina na ziemię CZYTAJ TEŻ: Poruszenie do ciężkim boju Kownackiego. Sypią się gromy. Niebywały wyczyn Polaka 35-latek zagina teraz parol na... Anthony'ego Joshuę (25-3, 22 KO), byłego dwukrotnego mistrza świata wagi ciężkiej. - Z ochotą zmierzę się z Joshuą, to na nim zależy mi w tej chwili najbardziej - ogłosił. Zdecydowanie bardziej twardo po ziemi stąpa słynny promotor Eddie Hearn, promotor sobotniej gali. Na razie pewne jest, że 12 sierpnia Joshua będzie miał innego rywala. A co dalej dla Cusumano? - On przecież został znokautowany przez Duboisa, daleko jest mu do poziomu elity, lecz może Fabio Wardley lub Jermain Franklin? - odparł szef Matchroom Boxing, dodając, że pogromca Kownackiego roztoczył przed sobą ciekawe perspektywy.