Będzie to druga konfrontacja tych pięściarzy. Pierwsza, która odbyła się 1 grudnia 2018 w Los Angeles, przyniosła wiele emocji, niemało kontrowersji i zakończyła się remisem, który premiował broniącego pasa Wildera. Obaj do dziś są niepokonani na zawodowym ringu. Niespełna 15 miesięcy temu w Staples Center po ciosach mierzącego 206 cm Wildera Brytyjczyk dwukrotnie leżał na deskach, ale Amerykanin nie potrafił zakończyć pojedynku przed czasem. Z kolei statystyki pokazały, że to uderzenia Fury'ego częściej doszły celu, były mocniejsze i do momentu pierwszego nokdaunu w dziewiątym starciu to on miał przewagę. Taki przebieg pojedynku i salomonowe rozstrzygnięcie sprawiły, że rewanż był tylko kwestią czasu i... pieniędzy. Wówczas Wilder otrzymał za walkę 14 mln dolarów, a Fury - 10. Teraz gaże obu oscylują wokół... 40 mln. W USA by zobaczyć telewizyjną relację w systemie pay-per-view, trzeba zapłacić 79,99 USD. Nic dziwnego, że cena nie jest niska, jeśli media i eksperci zapowiadają sobotnią bitwę jako najbardziej wyczekiwane starcie od pojedynku Lennoxa Lewisa z Mike'em Tysonem w 2002 roku w Memphis. I właśnie 18 lat przetrwał już rekord 1,99 mln subskrypcji transmisji, który teraz jest ponoć mocno zagrożony. "Coś w tym jest. Jak sięgam pamięcią, to chyba rzeczywiście od tamtej walki nie było równie prestiżowej i wielkiej konfrontacji w królewskiej kategorii. No i czeka nas kolejny odcinek rywalizacji brytyjsko-amerykańskiej" - przyznał Fury. Pytań przed sobotnim pojedynkiem jest wiele. Czy Fury może ponownie zdominować Amerykanina, jak zrobił to w pierwszej walce? Czy Wildera znowu stać będzie, by posłać Brytyjczyka na deski, ale tym razem skutecznie i po raz 11. obronić tytuł? Obaj są potężnymi mężczyznami. Fury mierzy 206 cm i waży 120 kg, Wilder ustępuje mu o, odpowiednio, o dwa i 14. "Ale ty jesteś malutki, karzełku..." - próbował Brytyjczyk zdyskredytować rywala podczas oficjalnej konferencji prasowej. Amerykanin odpowiedział: "Ale to ty zapoznałeś się z deskami, a ja patrzyłem wtedy na ciebie z góry. Przypomnij sobie 12. rundę...". Rzeczywiście wtedy wydawało się, że pojedynek skończy się tak, jak 40 z 41 pozostałych z udziałem Wildera, czyli nokautem jego przeciwnika, ale Fury wykazał się olbrzymim hartem ducha, podniósł się i dotrwał do końcowego gongu. "W Los Angeles tak naprawdę ja go pobiłem. Teraz pobiję go drugi raz, tylko werdykt będzie inny. Wiem, że muszę go znokautować, aby wygrać i to zrobię. Wilder jest tyranem, ale gdy tyrana zaskoczysz i przestraszysz, ten z hukiem upada" - powiedział Fury (29-0-1, 20 KO). "Zresztą, czy jest coś, czego Cygan nie dałby rady zrobić" - dodał nazywany "Królem Cyganów" urodzony w Manchesterze pięściarz, którego ojciec był wielkim fanem Mike'a Tysona i stąd takie imię syna. Amerykanin inaczej patrzy na ich pierwszą konfrontację. "Ja go praktycznie znokautowałem, tylko nie dokończyłem dzieła. Teraz zrobię to znowu, ale dokończę robotę, bo czuję, że jestem w formie, w jakiej jeszcze nigdy nie byłem" - zauważył 34-letni pięściarz pochodzący z Tuscaloosy w stanie Alabama, brązowy medalista olimpijski z Pekinu (2008), który w 2016 roku znokautował Artura Szpilkę, a 12-rundowy pojedynek stoczył, poza Furym, jeszcze tylko z Bermanem Stiverne'em. Trzy lata młodszy Brytyjczyk zasłynął pokonaniem w listopadzie 2015 roku Władimira Kliczki. Najpierw jednak zrezygnował z pasa mistrza świata IBF, gdyż odmówił walki z Rosjaninem Wiaczesławem Głazkowem, a pasy WBO i WBA stracił, ponieważ z powodu kłopotów z alkoholem, narkotykami i depresją zrezygnował z rewanżu z Ukraińcem. W 2018 roku wrócił na ring po ponad dwóch latach przerwy. "Ja wybieram się na bitwę, on wybiera się na bitwę. Myślę, że kibice nie będą zawiedzeni" - podsumował Fury. pp/ co/