Kariera Sulęckiego przybrała w ostatnim czasie mocno niecodzienny obrót. Dość powiedzieć, że oglądaliśmy go w akcji nawet podczas... FAME MMA i to w dość szalonej formule. Pod koniec 2023 roku przegrał pięciorundowe starcie z Normanem Parkiem na zasadach pomiędzy boksem i kickboksingiem. Jeżeli chodzi o ring jednak, to od pamiętnej, przegranej walki o tytuł mistrza federacji WBO z Demetriusem Andrade (2019) pozostawał niepokonany. Seria czterech kolejnych zwycięstw wywindowała go do pierwszego od wielu lat starcia o dużą stawkę. Nad ranem w niedzielę mierzył się z Amerykaninem meksykańskiego pochodzenia, Diego Pacheco. Stawką był pas międzynarodowego mistrza WBO i WBC USA w wadze super średniej. Za murowanego faworyta uchodził 23-latek, choć "Striczu" widział dla siebie szansę. Podobnie jak tysiące fanów, którzy bladym świtem zerwali się, by śledzić poczynania Polaka. Maciej Sulęcki dobrze "wszedł" w walkę Ten wszedł do ringu w rytmie utworu, kojarzonego z Canelo Alvarezem i jednoznacznie przywodzącego na myśl Meksyk. Czy to był element psychologicznej gry? Tego nie wiadomo, ale szybko okazało się, że swoją postawą nasz weteran wyraźnie zaskoczył przeciwnika. Od pierwszej rundy był aktywny i naciskał, robiąc dobre wrażenie. Pod koniec drugiej odsłony trafił Amerykanina prawym prostym. Sulęcki dobrze otworzył walkę, jednak miał jeden, za to spory problem. Przewaga zasięgu była po stronie Pacheco, co ten z czasem zaczynał brutalnie wykorzystywać. Znalazł sposób, by trzymać Polaka na dystans i kąsał go kolejnymi ciosami. Niewiele zabrakło jednak, by pod koniec czwartej rundy nadział się na kontrę. Wydawało się, że faworyt gospodarzy po jednym z jego ciosów na moment się zachwiał. Mimo to, po czterech rundach w opinii sędziów prowadził wyraźnie 23-latek. "Striczu" robił co mógł, ale wyglądało na to, że zaczyna kończyć mu się paliwo. W rundzie piątej mocna kombinacja Pacheco rozpaliła kibiców, a Polaka wpędziła w tarapaty. Szczęśliwie dotrwał do końca tej odsłony bez nokdaunu, choć niewiele brakowało. Niestety, runda szósta okazała się ostatnią. Potężny cios Amerykanina na korpus powalił naszego reprezentanta, który nie zdołał się już podnieść.