Ołeksandr Usyk w sobotę poszedł w ślady samego Mike'a Tysona. Pokonał Tysona Fury'ego i został niekwestionowanym mistrzem świata wagi ciężkiej, mając na koncie pasy federacji WBC, IBF, IBO, WBA i WBO. Jak się jednak okazuje, Ukrainiec szybko straci tytuł IBF, jeżeli podejdzie do rewanżu z Brytyjczykiem. 37-latek szuka jakiejkolwiek luki, która pozwoliłaby mu "zjeść ciasto i mieć ciastko". A rękę wyciągnął do niego sam prezydent wspomnianej federacji. Usyk już został legendą, a do tego nie obawia się rewanżu Saudyjczycy postawili sobie za cel stworzenie gali, o której będzie mówiło się przez długie lata. Wiele wskazuje na to, że osiągnęli swój cel. Głównym wydarzeniem niedawnego "Ring of Fire" był pojedynek Ołeksandra Usyka i Tysona Fury'ego. Jego stawką były wszystkie pasy wagi ciężkiej, więc zwycięzca miał sięgnąć po tytuł niekwestionowanego czempiona. Taka sztuka ostatnio udała się Lennoxowi Lewisowi w 1999 roku. Walka wieczoru z pewnością nie zawiodła. Ostatecznie wygrał Ukrainiec po niejednogłośnej decyzji sędziów. Po zakończeniu starcia między dwoma bokserami dało się wyczuć wielki szacunek, choć Fury - rzecz jasna - z werdyktem się nie zgadzał. Obaj panowie już zgodzili się na rewanż w październiku. Usyk chce zachować wszystkie pasy. "Mistrz ma do tego prawo" Ów rewanż może mieć dla 37-latka nieprzyjemne konsekwencje. Zasady mówią bowiem jasno, że aby zachować pas IBF, Usyk powinien stoczyć walkę z Filipem Hrgoviciem. Chorwat ma już zresztą rywala i jest nim Daniel Dubois. Ukrainiec robi wszystko, by pozostać niekwestionowanym czempionem jak najdłużej. Co ciekawe, rękę wyciągnął do niego prezydent federacji IBF. Taki stan rzeczy z pewnością nie spodoba się Hrgoviciowi. Dziennikarze "Marki" podkreślają jednak, że bycie mistrzem zapewnia pewne przywileje i niewykluczone, że Chorwat będzie musiał się dostosować do zastosowanego precedensu.