Zaczęło się bardzo ciekawie. Kubańczyk przez dwie minuty kontrolował walkę prawym prostym, ale mocny lewy sierp za ucho w wykonaniu Amerykanina wysłał go na deski. Po przerwie "King Kong" dwukrotnie wciągnął na kontrę lewą ręką byłego mistrza świata, studząc nieco jego zapał. Ale ciężkie ciosy latały w powietrzu i nokaut mógł przyjść w każdym momencie. Po spokojnej trzeciej odsłonie, w czwartej znowu Martin doszedł do głosu. Na początku kilka razy trafił lewą ręką, a tuż przed przerwą posłał przeciwnika na deski prawym prostym. Oczywiście nie był to nokautujący cios, a nokdaun wynikał z trochę złego ustawienia nóg Ortiza, lecz rundę trzeba było punktować 10:8 na korzyść Amerykanina. Kolejne trzy minuty dobre po obu stronach i trudne do punktowania. Lepiej zaczął Kubańczyk, ale finiszował Martin. Luis Ortiz się odrodził. Sędzia przerwał walkę Blisko 43-letni Ortiz wyszedł z opresji na początku szóstego starcia. Trafił potężnym lewym sierpowym na skroń i Martin... stanął jak wryty, będąc tak naprawdę znokautowany na stojąco. "King Kong" doskoczył i bijąc gdzie popadnie przewrócił byłego championa. Tego uratował fakt, że zaplątała mu się ręka w liny i sędzia po liczeniu dał mu kilka dodatkowych sekund na wyplątanie tej ręki. Ale Martin był bardzo zraniony. Ortiz zaczął bić seriami na korpus, a gdy rywal opuścił w końcu ręce, poprawił na górę i wyrównał liczbę nokdaunów na dwa do dwóch. Martin powstał na siedem, jednak liczący go Frank Santore popatrzył dawnemu mistrzowi w oczy i zastopował potyczkę w obawie przed ciężkim nokautem. Ten pojedynek był oficjalnym eliminatorem do walki o pas wagi ciężkiej federacji IBF. Tytuł posiada Ukrainiec Ołeksandr Usyk, ale wydaje się, że Ukrainiec szykuje się do rewanżu z Anthonym Joshuą, więc wszystko wskazuje na to, że Ortiz będzie musiał dłuższy czas poczekać na mistrzowską szansę.