Artur Gac, Interia: Oficjalna strona Europejskiej Unii Boksu poinformowała, że 20 czerwca we Włoszech ma dojść do twojej walki z Lucą D'Ortenzim (19-4, 5 KO), której stawką będzie wakujący pas EBU Silver wagi półciężkiej. Robert "Arab" Parzęczewski: - Na razie skupiam się na gali Korner Boxing Night w Radomsku, która odbędzie się 10 maja. I to jest dla mnie najważniejsze, bo trzeba tutaj wygrać w dobrym stylu, a najlepiej jak najbardziej efektownie. Muszę pokazać w ringu wszystko to, co potrafię. A dopiero na drugi dzień po tym starciu (rywalem Polaka będzie Słowak Robert Racz 27-3, 22 KO - przyp.) będę rozmawiał z promotorem o tym, jakie są możliwości i propozycje na horyzoncie. Zorientuję się, co piszczy w trawie i będziemy decydować. Atrakcyjny jest dla ciebie taki tytuł, jak EBU Silver? - Do tego pasa byłem wyznaczony już wcześniej, ale nie doszło do walki z Mikaelem Diallo, bo Francuz przegrał w Anglii z Zachem Parkerem. I z tego powodu, zamiast Diallo, wyznaczony został dla mnie Włoch D'Ortenzi. Zobaczymy, czy do tego starcia dojdzie, a jeśli nie... Wiadomo, że na końcu zawsze rozbija się o pieniądze. Z tego, co wiem, takie pieniądze, jakie są proponowane przez ekipę z Włoch, równie dobrze mój promotor może im zapłacić i ściągnąć do Polski. Tyle że są niechętni przyjechać do nas. Pytanie jest takie, dlaczego miałbym jechać na obcy teren boksować za mniejsze pieniądze od tych, które mógłbym zarobić w Polsce. Na razie jednak skupiał się na 10 maja, trzeba tu wygrać walkę i wtedy będziemy mieli otwartą perspektywę. Zdecydujemy, czy mimo wszystko ruszać do Włoch, a może lepiej wybrać inną opcją. Podniosłeś tę kwestię, na którą od dawna zwracają uwagę pięściarze, że za pasem EBU praktycznie nie idą atrakcyjne apanaże. A tu w dodatku mamy pas w wersji Silver. - I to jest właśnie to. Bo jeżeli byłaby walka o pełnoprawne mistrzostwo Europy, wówczas pojechałbym walczyć nawet niemal za darmo. Tylko po to, by zdobyć pas i zapisać się w historii jako prawdziwy mistrz Europy, a później walczyć o coś więcej. Ale jeśli to jest pas w wersji Silver, to tak naprawdę nie wiem, ile to by mi dało. Jeśli miałbym pewność, że za tym od razu pójdzie walka o tytuł, wówczas byłaby to kusząca opcja. Ale nie ukrywajmy, jestem obecnie piąty, a zaraz będę czwarty lub nawet trzeci w rankingu europejskim, a do pasa EBU Silver wyznaczani są zawodnicy nawet z końca drugiej dziesiątki. Zresztą, swoją drogą, w ostatniej walce pokonałem rywala (Carlos Alberto Lamela - przyp.), który niedawno był posiadaczem właśnie tego pasa. Zatem, tak na logikę, powinienem być wyznaczony do bitwy o prawdziwe mistrzostwo Starego Kontynentu. Wówczas nawet bym się nie zastanawiał. Tak na marginesie, zupełnie inaczej "ważą" trofea Silver pod szyldem dużych federacji, czego najświeższym dowodem są losy Macieja Sulęckiego, sposobiącego się w tej chwili do pojedynku o tymczasowe mistrzostwo świata WBC. - Prawda? Od razu dostał propozycji starcia z Christianem Mbillim o tytuł Interim. Czyli, w teorii, wygrywając takie starcie, zostanie jednym z wielu pretendentów do Canelo Alvareza. Sama myśl o walce z Meksykaninem wywołuje gęsią skórkę, a przede wszystkim pozwala sobie wyobrazić, jakie już tam będą pieniądze. Poza tym fakt zostanie tymczasowym mistrzem świata oznacza już bardzo wiele. Ja jestem w innej sytuacji, dlatego będziemy musieli popatrzeć, czy aktualna opcja będzie nam się opłaciła. Ciężki nokaut w walce Polaka, twarzą w matę ringu! Zabójczy prawy sierpowy "Araba" kończy walkę Kibice boksu wciąż pamiętają twoją ciężką porażkę, którą w 2020 roku zaserwował ci w Częstochowie Szerżod Chusanow. Od tego czasu kroczysz zwycięską ścieżką, wprawdzie kilku rywali nie mogło ci zagrozić i byłeś praktycznie "skazany" na wygrane, ale niektóre cię budowały i pozwalały nabrać wiary, że Uzbek nie złamał twojej kariery. - No tak. Co by nie mówić, przecież Adrian Valentin przed walką ze mną wygrał z Sebastianem Ślusarczykiem, a także nie położył się przed Michałem Soczyńskim. Zatem nie można było mówić, że w marcu zeszłego roku przyjechał jakiś tam Słowak, którego szybko znokautuję. Dużo osób mówiło, że będzie to dla mnie ciężka walka, bo jest mocno bijącym zawodnikiem, ale skończyło się dla mnie dobrze. Wspomniany Lamela pas EBU Silver wygrał z Mansurem Elsaevem, gościem dotąd niepokonanym, z rekordem 18-0, a pokonał go przed czasem w ostatniej rundzie. Jak obecnie czujesz się mentalnie? Jesteś nakręcony faktem, że idziesz cały czas do przodu, próbując dojść do dużego pojedynku, czy bardziej jest to miłość z rozsądku? - Zdecydowanie to pierwsze. Lubię trenować, cieszy mnie boks, uwielbiam tę dyscyplinę i cały okres przygotowawczy, który za mną. Niedawno zakończyłem siódmy, ostatni tydzień sparingów, co pokazuje, że za mną mocny obóz. Dopóki jest adrenalina, głód zwycięstwa i przyjemność z trenowania, dopóty chcę w tym trwać i będę uprawiał ten sport z pasją. W czerwcu 2020 roku udzieliłeś mi wywiadu, gdy szykowałeś się do walki w Arłamowie z Bośniakiem Sladanem Janjaninem. Powiedziałeś wówczas między innymi takie słowa, że kiedyś walczyłeś za darmo i jeszcze opłacałeś sobie przeciwników. Boks pozwolił ci zbudować trochę zaplecza finansowego, czy prawda nadal jest brutalna? - Zależy, jak na to patrzeć. Na pewno robię to, co lubię i sprawia mi frajdę. Gdybym prowadził swoją firmę i mocniej się nią zajmował, a nawet został trenerem na pełny etat, to pewnie zarabiałbym więcej, ale nie miałbym czasu i ochoty trenować. A tak, też dzięki wielu przyjaciołom, którzy pomagają mi finansowo, mogę wstać rano i pierwsze co, to zrobić trening, a później drugi. Wiadomo, że gdy do walki jest jeszcze daleko, prowadzę treningi personalne czy zajmuję się innym zarobkowaniem, ale jeśli pytasz wprost, to nie dokładam do boksu. Wiadomo, wydaję dużo na przygotowania, na sprowadzanie chłopaków, którzy pomagają mi w sparingach. Do tego hotele, transporty, opłacenie trenerów... Są to duże wydatki, ale nie robię tego za darmo. Nie jest tak, że toczę walkę, a po niej muszę iść na budowę, bo nie mam z czego żyć. Boks jest także moją pracą, ale choć nie robię tego dla pieniędzy, to robię to za pieniądze. Życzę efektownego zwycięstwa w Radomsku, co także pozwoliłoby ci ugruntować pozycję negocjacyjną. - Z pewnością tak, dziękuję. Sam na tym się skupiam, bo od tej walki naprawdę dużo zależy. Jeśli wygram w efektownym stylu, wtedy moja wartość znowu pójdzie w górę. I być może pas EBU Silver zamieni się na pełnoprawne EBU lub pas jednej z prestiżowych federacji. Super by było, gdyby udało się dostać walkę choćby o pas "International" lub światowy Silver, bo widzimy po Maćku Sulęckim, jak wiele to znaczy. Zdołałeś przygotować się do sobotniego wyzwania według niemal idealnie nakreślonego planu, czy nie wszystko układało się tak, jakbyś sobie życzył? - Gdyby nie po drodze jakieś wirusy i przeziębienia, to byłoby idealnie. Niemniej jest dobrze, nie ma co narzekać. Nic w moim ciele nie jest bardziej rozwalone niż było pół roku, a nawet rok temu. A skoro jest stabilnie, to już jest dobrze. Rozmawiał: Artur Gac Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: artur.gac@firma.interia.pl