Rozmowę przeprowadzono 8 marca Maciej Słomiński, INTERIA: Wszystkiego najlepszego z okazji dzisiejszego dnia kobiet! Czy pani ten dzień obchodzi, co on dla pani oznacza? Iwona Guzowska, była bokserka i kickbokserka, mistrzyni świata i Europy: - Staram się codziennie obchodzić dzień kobiet (śmiech). Dbam o siebie, staram się to robić najlepiej i najmądrzej jak potrafię. Nie ukrywam, że jestem taki rocznik, że pamiętam czasy komuny, gdy to święto było trochę przymusowe, a myśmy się buntowali przeciw temu co narzucała władza. Dziś na szczęście to święto przybiera inną symbolikę, niech młodzi bez bagażu komun y w plecaku obchodzą je po swojemu, jak kto lubi. Ostatnio przeprowadziłem badania empiryczne na niewielkiej grupie i wyszło mi, że wy kobiety jesteście lepszymi ludźmi od nas mężczyzn. - Jesteśmy inni, a zarazem do bólu podobni. Wszyscy doświadczamy tych samych lęków i strachów. Ja bym nie ryzykowała, że ktoś jest lepszy, a ktoś gorszy. Jeśli na tym świecie jesteśmy my kobiety i wy mężczyźni to tak widocznie ma być. Nie wyobrażam sobie świata bez mężczyzn, stałam się lepszym człowiekiem dzięki mojemu synowi, dzięki moim wnukom, dzięki mojemu małżeństwu. My o swojej kobiecości najwięcej uczymy się dzięki wam - mężczyznom. Ciężko panią złapać, proszę w skrócie opowiedzieć czym się pani obecnie zajmuje? - Mówiąc w największym skrócie: robię to co kocham - pracuję z ludźmi. Moja działalność ma wymiar wielotorowy. Jeden z torów to praca z biznesem, warsztaty, praca nad komunikacją, która jest absolutną bazą, jeśli chodzi o osiąganie celów. Druga noga - warsztaty dla wszystkich. To mój główny cel - aby ludzie odkrywali źródło swojej mocy, aby się z nią zaprzyjaźnili i żeby jak się najszybciej się usamodzielnili i wzięli radosną odpowiedzialność za swoje życie, aby rozwinęli własne skrzydła i polecili. Oczywiście te sfery mieszają się - obszar prywatny i biznesowy. Jeśli ktoś przychodzi do mnie poprawić swoje życie osobiste to choćby się zapierał to i tak będzie miał wpływ na życie biznesowe i vice versa. Nie da się tych sfer oddzielić, one wzajemnie się przenikają. Trzecia rzecz to skupienie na procesach indywidualnych, praca ze sportowcami, czy np. z osobami które piszą doktorat i coś je powstrzymuje przed finalizacją procesu, odkładają to na święte nigdy. Często w praniu okazuje się, że cel był tylko pretekstem, a najważniejsze rzeczy wychodzą po drodze. Prowadzi pani też słynne "campy", które przynajmniej na zdjęciach wyglądają na bardzo "survivalowe". - Zgadza się, były zajęcia z komandosami, z żołnierzami, którzy mają doświadczanie z Afganistanu, z wojen na Bałkanach. Uważam, że takie zajęcia są bardzo na czasie. Co ma pani na myśli? - Obecne wydarzenia w Ukrainie. Większość ludzi nie miałoby pojęcia jak sobie poradzić, gdyby się znaleźli gdzieś w nieznanym miejscu, z dala od cywilizacji, np. w środku lasu, bez zasięgu i bez ładowarki. Jak przetrwać? Jak zadbać o swoich najbliższych i o siebie? Uczymy podstawowych rzeczy z medycyny pola walki. Reagowanie na urazy i kontuzję, gdy nie mamy apteczki, ani możliwości zawołania doktora czy karetki. Co wtedy robić? W ringu była pani wojowniczką i słyszę, że po tym względem nic się nie zmieniło. Jako osoba świadoma zapewne pani analizowała drogę życiową - adopcja i trudne dzieciństwo pewnie miały wpływ na to, że wybrała pani sporty walki. - Wielokrotnie o tym mówiłam i powtórzę raz jeszcze - moje trudne dzieciństwo miało bardzo mało wspólnego z wyborem, który padł na sporty walki. Zaczęło się od tego, że pojechałam z moją przyjaciółką, aby poznać jej koleżanki na halę Stoczniowca, gdzie odbywały się treningi taekwodno i zakochałam się w tym sporcie od pierwszego wejrzenia, poczułam ciarki, gdy tylko przekroczyłam próg hali. Gdyby trafiła pani na halę przy ul. Meissnera na Zaspie, strzała sportowego amora mogła trafić gdzie indziej i zostałaby pani słynną tenisistką stołową. - Mogłoby tak być. Ktoś powie, że wybrałam sporty walki trochę przez przypadek, ja się nie zgodzę, bo nie wierzę w przypadki. Do sportów walki pchnęła mnie ogromna pasja. Taekwodno, boks i potem już poszło - zrobiła się z tego całkiem ciekawa kariera sportowa (śmiech). Przecierałam szlaki. Jako pierwsza Polka podpisałam zawodowy kontrakt bokserski, zostałam mistrzynią Europy i świata. W czasach pani największych sukcesów sportowych nie było takiego wsparcia mentalnego jak dziś. Sport wystawił fakturę, zapłaciła pani za sukcesy i medale. - Koniec końców, życie zawsze wystawia fakturę. Karierę sportowca przypłaciłam depresją, ogromnym osamotnieniem. Wycieńczenie psychofizyczne. Ciężki czas na każdym poziomie. Ale i tę walkę pani wygrała. - Przeszłam to, nie rozpatruję tego w kategoriach wygranej/przegranej, na pewno było to trudne doświadczenie. Była pani posłanką dwóch kadencji w Sejmie RP w latach 2007-15. Potem dała sobie pani spokój z polityką, dlaczego? - Jeśli coś robię, muszę czuć, że daję z siebie wszystko, czuć że to jest pasja. Przyszedł taki moment, że byłam w Sejmie, rozejrzałam się dookoła i nie chciałam tam już więcej być. Nie trawię bylejakości w życiu. Jeśli tracę ogień, przestaję to robić, tak samo było ze sportem - w pewnym momencie poczułam, że już nie chcę tego robić. Uważam, że praca w polityce powinna być na rzecz ogółu, na rzecz społeczeństwa. Dlatego uznałam, że wykonywanie tego zajęcia na pół lub ćwierć gwizdka w ogóle nie wchodzi w grę. Winston Churchill powiedział kiedyś żartem, że "demokracja to fatalny system, ale niczego lepszego nie wymyślono". - Coś w tym jest. Niby demokracja nie jest hierarchiczna, ale jednak jest. W teorii każdy ma jeden głos i równe prawo, żeby wybrać 460 posłów i 100 senatorów, jednak gdy już ich wybierzemy i oni zasiądą w ławach zaraz buduję się hierarchia. Jest premier, prezydent, marszałek sejmu, ministrowie i o równości możemy już zapomnieć. Wtedy partykularne interesy biorą górę nad pracą dla ogółu, dla pojedynczego wyborcy. A przecież poseł nie jest nikim lepszym od pani Marysi z Biedronki, po prostu ma inną pracę. I ta praca, uwaga, powinna być na rzecz tej pani Marysi! Czy jest? Niech każdy sobie sam na to pytanie odpowie. Czy po wyborach 15 października oddycha pani pełniejszą piersią? W końcu partia, którą pani reprezentowała w Sejmie odzyskała władzę. - Oddech jest kluczowy, dlatego zawsze staram oddychać się pełną piersią! Bez względu na czynniki zewnętrzne. Albo inaczej - im gorzej na zewnątrz tym trzeba głębiej oddychać. Odpowiadając na pytanie - tak, dla mnie jako kobiety, Polki, obywatelki lepiej jest jak jest teraz, dobrze, że doszło do zmiany władzy. Nie podobało mi się to co robiła poprzednia władza. Proszę mnie nie bić, bo to nie mój pomysł, ale media porównują panią często z Joanną Jędrzejczyk. - Pudło. Asia poszła zupełnie inną drogą, uprawiała zupełnie inna sporty niż ja. Nie uprawiała boksu zawodowego, zaczęła od muay thai, poszła potem w MMA i UFC. Inna bajka niż moja. Boks jest szlachetną szermierką na pięści, a jak pani patrzy na te sztuki walki, którymi teraz fascynuje się młodzież? M.in. wspomniane MMA. Czy jest to w ogóle sport? - Oczywiście, że jest, podziwiam tych, który go uprawiają, za szeroki wachlarz technik, który posiadają. W parterze nie miałabym szans z nimi, sprawiliby mi łomot. Czym innym są freak fighty - na ten temat nie będę poświęcała ani sekundy naszej fajnej rozmowy. Niedawno miała pani okrągłe urodziny, ale słyszę i widzę, że forma jest jak u nastolatki i nie mówię tego z okazji dzisiejszego święta. - Dziękuję, ale chcę wyjaśnić jedną rzecz - nie chcę mieć ani 18, ani 28, ani 36 lat. Mam lat 50 i jest mi z tym idealnie. Od czasu do czasu obserwuję wzór w jaki układa się moje życie i kontempluję drogę jaką przeszłam. Nie po to, żeby czegoś żałować, a patrzeć za siebie, po to żeby docenić jak dobrze sobie poradziłam. Doświadczyłam trudnych rzeczy, ale wyszłam obronną ręką. Bardzo rzadko wracam do przeszłości, ona już nie wróci, już nie mamy na nią wpływu, więc szkoda na nią energii. Dzisiaj jest najważniejsze, bo wpływ na jutro, które będzie albo i nie. Trzeba być i żyć tu i teraz. Jest pani szczęśliwa? - Gdy idę na wystąpienie do jakiejś firmy, często prowadzący pyta jak ma mnie przedstawić, odpowiadam, że bardzo prosto: "Iwona Guzowska, szczęśliwy człowiek". Ale uwaga, szczęśliwy człowiek to nie jest taki, którego nie dosięgają trudne sytuacje, emocje i doświadczenia. Rozmawiał Maciej Słomiński, INTERIA