Dzisiaj Tatiana Paszkiewicz z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku poinformowała, że Dariuszowi Michalczewskiemu przedstawiono zarzut znieważenia, polegający na użyciu słów powszechnie uznanych za obelżywe oraz naruszenia nietykalności cielesnej pokrzywdzonej, swojej małżonki Barbary. Natomiast, w sprawie zabezpieczonej substancji, którą okazał się chlorowodorek kokainy w śladowej ilość 0,07 grama, nie było podstaw do przedstawienia podejrzanemu kolejnego zarzutu. - Od samego początku twierdziłem, że zarzut związany z narkotykami, jest zarzutem chybionym i bardzo się cieszę, że prokuratura to potwierdziła, nie stawiając panu Darkowi żadnych zarzutów w tym aspekcie. Natomiast, ustosunkowując się do tematów obyczajowych, w tego rodzaju przestępstwach zawsze muszą istnieć dwie strony, czyli ten, który rzekomo bije i ten, który rzekomo jest bity. W naszej sytuacji, obie te strony zgodnie mówią, że takie czyny nie miały miejsca. W związku z tym, ja też tak twierdzę. Oczywiście nie chcę niczego prorokować, ale wydaje mi się, że jeśli prokuratura zgromadzi cały materiał dowodowy w tej sprawie, to mam nadzieję, że nie zdecyduje się na wnoszenie aktu oskarżenia, bowiem będzie ku temu brak merytorycznych podstaw - mówi mecenas Jacek Rochowicz, obrońca byłego pięściarza. Chronologia była taka, iż żona Michalczewskiego w momencie, kiedy trwała interwencja, została przesłuchana przez policję. Ostatecznie, przed prokuratorem, skorzystała z prawa do odmowy składania zeznań. - Potwierdzam, ale oprócz tego, że skorzystała z tego prawa, to złożyła też oświadczenie, że jakby zaprzecza tym wszystkim faktom, które byłyby podstawą do zbudowania tezy o tej przemocy - dodaje Rochowicz. Zarzut, o którym mowa, jest zagrożony karą do roku pozbawienia wolności. - Tak, prawo w przypadku takich przestępstw, mniej karnych, a bardziej obyczajowo-moralnych interweniuje, bo uważa, że generalnie są to zachowania naganne. Te sprawy często kończą się nie orzeczeniami pozbawienia wolności, tylko grzywną, ograniczeniem wolności lub takimi środkami, jak skierowanie na leczenie, czy terapie psychologiczne. Mam nadzieję, że w naszym przypadku, w ogóle do takiej sytuacji nie dojdzie, ponieważ merytorycznie zupełnie nie ma ku temu przesłanek - uważa mecenas. Wobec Michalczewskiego nie zastosowano żadnego środka zapobiegawczego, dlatego podejrzany już jest na wolności. - To kolejna okoliczność, która potwierdza to, co przed chwilą powiedziałem. Skoro pani prokurator nie skorzystała z jakichkolwiek środków zabezpieczających, w postaci np. nakazania stawiania się na policji, dozoru policji, kuratora, ani poręczenia majątkowego, to uważam, że doszła do wniosku, iż waga tych zarzutów jest na razie taka, że absolutnie nie ma takiej potrzeby. Tu nawet nie było dyskusji do sięgnięcia po te narzędzia - zapewnia adwokat z gdyńskiej kancelarii. Jednocześnie, co bardzo ważne, mec. Rochowicz poinformował Interię, że pięściarz wyraził zgodę na posługiwanie się swoim pełnym nazwiskiem i nie chce chować się za czarnym paskiem na oczach. - Zgodnie z przepisami prawa, od momentu postawienia zarzutów, powinniście państwo używać określenia "Dariusz M.". Natomiast od razu po wyjściu z gabinetu, w którym pan Dariusz był przesłuchiwany, zadałem mu pytanie, czy chce, żeby media miały pełny dostęp do jego imienia, nazwiska i wizerunku. Odpowiedział, abym przekazał informację, że wyraża pełną zgodę - kończy Jacek Rochowicz.