Mateusz Masternak nie rzucał słów na wiatr. Ani jedna z jego zapowiedzi nie została wypowiedziana bez pokrycia. A jeśli ktoś powie, że przecież miał dać z siebie wszystko, a wycofał się z pojedynku po siódmej rundzie, to tylko znaczy, że nie ma pojęcia o czym mówi. Kontuzja pogrzebała szanse Mateusza Masternaka. "Nóż w serce" - W przedostatniej rundzie poczułem jakieś takie dziwne uczucie, takiego bólu nigdy nie czułem. Poczułem takie przeszycie z żeber w stronę kręgosłupa. Po prostu każdy lewy prosty wyprowadzony, to tak jakby mi ktoś bijał, nóż w serce. Ból niesamowity. W przerwie między rundami nie mogłem wziąć pełnego wdechu. (...)Nie wiem co powiedzieć, jedyne co, to chce mi się płakać - mówił polski pretendent na gorąco, prosto z szatni, reporterowi TVP Sport. Mimo niewyrażonych emocji, w piekielnie trudnym momencie dla siebie, z szacunkiem traktował obecnych na miejscu polskich dziennikarzy. Pękało serce, bo podopieczny trenera Piotra Wilczewskiego fenomenalnie spisywał się do tego momentu. Żeby za bardzo nie zagłębiać się w niuanse taktyczne, warto przede wszystkim zaznaczyć, że już po pierwszej rundzie zaznaczała się przewaga 36-latka. Masternak świetnie pracował lewym prostym, a gdy się rozluźnił, zaczął składać mocne kombinacje, które raz za razem dochodziły do głowy Billama-Smitha. Młodszy o trzy lata Anglik pokazywał te mocne strony, z którym wcześniej był znany, czyli dobrą fizyczność, odporność na ciosy, dążenie do klinczów i liczenie na krótkie trafienie w zwarciach, a robotę - jak pokazał czas - zrobiły ciosy na dół, na korpus Polaka. Gdy już wydawało się, że niewiele nas dzieli, by mieć szóstego w historii zawodowego mistrza świata, Polak zaniemógł z powodu kontuzji żeber. W efekcie nie wyszedł do ósmej rundy, a dość ograniczony boksersko Billam-Smith mógł odetchnąć z ulgą i rozpocząć fetę z okazji udanej pierwszej obrony. Andrzej Wasilewski wściekły: Zostawmy to tym naszym polskim piłkarzom, naprawdę Mnóstwo emocji w swoim bokserskim życiu przeżył już także Andrzej Wasilewski, szef Knockout Promotions, ale nawet on nie mógł przeżyć, że w takich okolicznościach jego podopieczny - z którym kiedyś nie było mu po drodze - nie mógł dowieźć punktowego powadzenia do końca, a może nawet rozstrzygnąć batalię przed czasem. Arcyciekawie zrobiło się, gdy Wasilewski stanął przed kamerą ringpolska.pl. Promotor był wyraźnie zasmucony, ale bardzo trzeźwo mierzył się z trudną materią, odpowiadając na kolejne pytania. Na końcu usłyszał od dziennikarza następujące słowa: "Trzeba też uczciwie oddać Billlamowi-Smithowi, że to jest kontuzja po ciosie, więc nie ma tutaj żadnych dziwnych sytuacji".