Kamil Bednarek powinien być już w innym miejscu na zawodowstwie, ale wydaje się, że jego kariera nie rozwija się modelowym torem. I być może do tego zmierzał pięściarz z Dzierżoniowa, gdy po pojedynku przechwycił mikrofon, ale o tym za chwilę... Nasz niepokonany zawodnik od początku udowadniał, że Adam Koprowski nie jest pięściarzem z tej samej ligi. Kontrola walki ze strony 28-latka była w zasadzie pełna, a przewagę efektownym zwycięstwem podopieczny trenera Piotra Wilczewskiego udokumentował w trzeciej rundzie. Bednarek i Wołczecki wygrywają przed czasem. Gorąco za mikrofonem Decydująca okazała się akcja złożona z kilku ciosów, z których ostatni był bity na korpus. I właśnie po tym uderzeniu z lewej ręki na tułów przeciwnik znalazł się na macie ringu. I już nie wrócił do pojedynku. Potężna bomba od Masternaka! Ależ cios, wspaniały powrót po dramacie w Anglii Bednarek osobliwie zachował się po walce, gdy stanął do rozmowy z reporterem TVP Sport. Najpierw króciutko odniósł się do pytania, a później przechwycił mikrofon i przedstawił krótki monolog. Podziękował swojej "armii Bednarka", czyli wiernym kibicom, po czym odniósł się do swoich krytyków, a także tych - jak to ujął - którzy rzucają mu kłody pod nogi. Dodając, że ci sami ludzie jeszcze będą chcieli robić sobie wspólne zdjęcia i się "pucować". Po tych bezkompromisowych słowach pięściarz odmówił dalszej rozmowy. Polski dominator zniszczył rywala i nie mówi dość. Czas na walkę o pas Przed czasem konfrontację rozstrzygnął także inny z bardzo zdolnych zawodników młodszego pokolenia, Rafał Wołczecki. Nasz pięściarz boksujący w wadze średniej miał utrudnione zadanie, bo przygotowywał się do pojedynku z Przemysławem Zyśkiem, ale z niewielkim wyprzedzeniem rodak wycofał się z powodu kontuzji. W rezultacie boksujący przed własną, wrocławską publicznością Wołczecki musiał szybko odrobić pracę domową pod kątem nowego rywala. Został nim Argentyńczyk Damian Bonelli. Pierwszym razem padł jednak po prawym, a wydarzenia miały miejsce w czwartej rundzie. Naporu Wołczeckiego nie wytrzymał niedługo później, bo w szóstej rundzie. Argentyńczyk bardzo odczuł mocny lewy sierpowy naszego pięściarza, po którym wprost zatańczył w ringu. Zraniony zdążył oberwać jeszcze kilka uderzeń, po których przyklęknął i przegrał przez techniczny nokaut.